piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział IX Jak to możliwe...?

Podniosłam się do pozycji siedzącej, pocierając głowę, rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Gdzie ja jestem?! Co...? Co się stało? Wszystko, dosłownie wszystko było tutaj białe. Ściany, podłoga, sufit, szafa, pościel, a nawet łóżko. Byłam ubrana w jakąś koszule nocną. Też zresztą białą.
-Hej. W końcu się obudziłaś.- odwróciłam się w stronę głosu. Obok szafy stał... Adam. Tylko... Tylko, że miał blond włosy... Jak...? Chwila, przecież przed sekundą nie było go tu! Przecież bym go zauważyła...
-Gdzie ja jestem?- zapytałam, wpatrując się w niego. Czemu się przefarbował? O co w tym wszystkim chodzi? Adam przegryzł dolną wargę i odwrócił się w stronę szafy.
-W... poczekalni.- odrzekł po chwili ciszy. Otworzył mebel i zaczął czegoś w nim szukać.
-Co? W jakiej poczekalni? Do czego? Nic nie rozumiem.- chciałam zadać jeszcze więcej pytań, ale uciszył mnie gestem.
-Niedługo zrozumiesz.- odparł krótko. Rzucił mi dżinsy i czarną bokserkę.- Ubierz się i pójdziemy się przejść. Obiecuję, że wszystko ci wtedy wyjaśnię.- wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Nie pozostało mi nic innego, jak przebrać się i iść za nim. Po zmienieniu ubrań, przeczesałam dłonią włosy i otworzyłam drzwi, za którymi zniknął Adam. Znalazłam się w długim kolorowym korytarzu. Kontrast między nim a pokojem był ogromny. Na jego końcu dojrzałam duże przeszklone drzwi na zewnątrz. Spojrzałam na Adama, który opierał się o ścianę, wyraźnie zamyślony. Zamknęłam drzwi, a ten dźwięk pomógł powrócić mu do rzeczywistości.
-Ładnie wyglądasz.- powiedział z uśmiechem. Na jego policzkach ujrzałam te cudne dołeczki i czułam, że moje nogi zrobiły się miękkie.
-Dziękuję.- odpowiedziałam, poprawiając włosy. Chłopak złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia z budynku. Tuż za drzwiami przystanęłam i wciągnęłam głośno powietrze. Przed sobą miałam mały lasek brzozowy. Kamienna droga, na której właśnie staliśmy prowadziła przed środek tego lasu. Nigdy jeszcze tutaj nie byłam. Adam pociągnął mnie lekko i weszliśmy do lasku. Przez chwilę szliśmy w milczeniu, ale przerwałam ją szybko:
-Więc... gdzie jesteśmy?
-Już ci mówiłem. W poczekalni.- odparł spokojnie chłopak.
-To już wiem.- mruknęłam lekko zdenerwowana.- Ale co to znaczy?
-Eh.- Adam westchnął cicho i zatrzymał się. Złapał mnie za ręce i popatrzył prosto w oczy.- Czy... Pamiętasz coś zanim się obudziłaś w tamtym pokoju? To ważne.- zamknęłam oczy próbując się skupić. Nagle wszystko powróciło do  mnie z kakofonią kolorów i dźwięków. Zdumiona otworzyłam oczy.
-Ja... Ja miałam wypadek... Potrącił mnie samochód...- wyszeptałam. Nie jestem nawet pewna, czy mnie usłyszał. Postanowiłam zadać to jedyne pytanie, na które bałam się uzyskać odpowiedź.- Czy ja umarłam?
-Co?- zapytał zaskoczony.- Nie. Oczywiście, że nie.- uśmiechnął się leciutko.- Nie jest z tobą aż tak źle. W tej chwili leżysz w szpitalu... w śpiączce...- Parę sekund przerwy.- Ładnie ci w blond włosach.
-Co?!- chwyciłam za swoje włosy i spróbowałam dojrzeć ich kolor. Zerknęłam na Adama i zauważyłam, że ledwo powstrzymuję się od śmiechu.- To nie jest śmieszne!- krzyknęłam mu w twarz, jednak sama też się uśmiechnęłam.
-Żałuj, że nie widziałaś swojej miny. Ha, ha, ha.- chłopak złapał się za brzuch, który pewnie zaczął go boleć od śmiechu. Dałam mu kuśtyka w bok i sama wybuchnęłam śmiechem. Nadal jestem brunetką, z czego bardzo się cieszę. Nagle coś do mnie dociera. Uśmiech spełza mi z twarzy, a przez mój poważny wzrok, Adam również się uspokoił.
-A... Ale jak to leżę w śpiączce? A co z moją rodziną... przyjaciółmi...? Jak to w ogóle możliwe, że ty tu jesteś?! Wytłumacz mi to!- złapałam się za głowę, usiadłam na środku drogi i podkurczyłam nogi. Nic z tego nie rozumiem... Nic... Adam przejechał ręką po włosach i usiadł obok mnie. Przytulił mnie ramieniem, a ja wtuliłam twarz w jego pierś. Westchnął cicho.
-Pamiętasz... Pamiętasz Toma?- zapytał szeptem. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Oczywiście, że pamiętam. A co to ma do rzeczy?
-A... A pamiętasz jak zobaczyłaś go kątem oka?
-Tak... Chwila skąd wiesz, że go widziałam? I skąd o nim wiesz?
-Pomyśl, proszę, przez chwilę. Wiedziałem o piosence, wiedziałem co myślisz, wtedy w parku...- W mojej głowie wszystkie elementy układanki zaczęły wskakiwać na swoje miejsce.
-Czy ty chcesz powiedzieć, że...
-Dokładnie.- leciutki uśmieszek i chwila ciszy.- Ja jestem Tomem... Przepraszam, że do tego doszło... To wszystko moja wina.- Adam schował twarz w dłoniach. Patrzyłam na niego zdumiona nie mając pojęcia co robić. Delikatnie zabrałam jego ręce i podniosłam jego podbródek tak, aby patrz mi prosto w oczy. W jego oczach dojrzałam ból, co mnie przeraziło.
-Proszę... Powiedz mi, o co chodzi. Tylko spokojnie.
-Ja... Ja naprawdę nie chciałem tego zrobić... Nie chciałem... Ale to był jedyny sposób... Bo jeśli im pomagasz, to możesz mieć nadzieję, że cię odeślą... A ja naprawdę chcę wrócić... Przepraszam cię, że musiałem cię w to wciągać...- Siedzieliśmy kilka minut w całkowitej ciszy. Cierpliwie czekałam, aż Adam się uspokoi. Kiedy myślałam, że już nigdy do tego nie dojdzie, odezwał się cicho i spokojnie.- Wstawaj. Zaprowadzę cię do osób, które będą umiały ci wytłumaczyć, co się dzieje.- Podnieśliśmy się z  ziemi i wyszliśmy z lasku. To co zobaczyłam sprawiło, że zatrzymałam się zaskoczona. Miałam przed sobą miasto. Wielkie miasto, gdzie było wszystko. Zobaczyłam park rozrywki, zwyczajne parki, kilka kin, wielkie wieżowce, a nawet atrapa Wieży Eiffla. Nie miałam czasu, aby zobaczyć więcej szczegółów, bo Adam ciągnął mnie już w dół zbocza.
-Gdzie idziemy?- zapytałam, nie przestając się rozglądać.
-Najpierw zabiorę cię do parku studni, a potem do amfiteatru. Teraz powinni mieć naradę.- Nie pytałam, co to ten park studni, ani kto ma mieć naradę. Pewnie i tak by nie odpowiedział. Wszystko wyglądało tak, jakby to było normalne miasto, ale ja wiem, że tak nie jest. Coś było tu nie tak. Zanim zdołałam wymyślić co to mogłoby być Adam wyrwał mnie z rozmyślań.
-Jesteśmy na miejscu.- powiedział tylko. Spojrzałam przed siebie i od razu zrozumiałam czemu to się nazywa park studni. Był to park bardzo podobny do tego w którym byliśmy na... naszej randce. Z tym wyjątkiem, że tutaj stało pełno studni, a przy każdej stała jedna osoba. Spojrzałam zdziwiona na Adama, a on jedynie uśmiechnął się lekko.
-Hej, przyszedłeś trochę popatrzeć, co? Twoja studnia jest wolna jak zawsze.- spojrzałam na człowieka, który powiedział te słowa. Ujrzałam wysokiego mężczyznę z długą czarną brodą. Ubrany był w złotą koszulką i białe spodnie. Właśnie podniósł się z krzesła i szedł w naszą stronę. Razem z Adamem uścisnęli sobie ręce.
-Nie dzisiaj.- odparł mój kompan.- Tym razem to ona będzie patrzyć. To jej pierwszy dzień.- Wielkolud spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.
-Współczuję. Ale nie martw się, tutaj nie jest aż tak źle. Ja siedzę tutaj od 10 lat i jakoś żyję.- uśmiechnął się smutno i wrócił na swoje krzesełko. Nie umiałam wymówić słowa, więc po prostu zamknęłam buzię i podążyłam za Adamem, który zaczął się przemieszczać. Szliśmy w najdalszy kąt ogrodu. Podeszliśmy do studni, która wydawała się stać tu już od jakiś 200 lat. To samo powiedziałabym o murach budynku, który przylegał do parku. Drzewa rosły tu gęsto i wszystko otaczał bluszcz. Niesamowite miejsce. Adam stanął przed studnią i spojrzał na jej dno. Podeszłam do niego i także się nachyliłam.
-Co mam zrobić?- zapytałam. Chłopak podał mi małą złotą monetę.
-Wrzuć ją tutaj i patrz co się dzieje.- odparł. Ścisnęłam najpierw monetę, a potem rozprostowałam palce. Usłyszałam ciche plum, a woda zaczęła falować. Nagle przestałam widzieć nasze odbicie, a obraz zaczął się zmieniać i przybliżać. Zdziwiona chciałam spojrzeć na Adam, jednak nie mogłam odwrócić wzroku. Tuż przede mną rozcierał się widok sali szpitalnej, było tu 6 osób na łóżkach, przypiętych do jakiś aparatur i jedna osoba, która siedziała do mnie tyłem. Siłą myśli przemieściłam się tak, aby zobaczyć twarz. Wydałam zdumiony okrzyk. Armin! Podążyłam za jego wzrokiem  ujrzałam swoją śpiącą osobę. Chociaż nie... Ja nie spałam. Byłam w śpiączce... Czyli jednak to prawda... Do mojego ciała doprowadziło mnóstwo rurek, każda służy do podtrzymania mojego życia. Moja twarz była cała pokiereszowana, a ręce napuchnięte. Jestem pewna, że są złamane.
-Julio...- usłyszałam cichy szept Armina. Spojrzałam na niego i ujrzałam ból w jego oczach. Trzymał mnie za rękę. Oczywiście tą mnie na łóżku.- Przepraszam cię. Przepraszam. To przecież moja wina... Gdybym nie był taki nachalny... Może wszystko skończyłoby się dobrze... Ale Julio... Ja nie potrafię... Nie potrafię bez ciebie żyć.- po jego i moich policzkach zaczęły lecieć łzy.- Kocham cię Julio... Mam nadzieję, że mnie słyszysz, bo strasznie dziwnie się czuję tak gadając... Hehe... Naprawdę Julio... Znaczysz dla mnie naprawdę wiele... Tylko nie potrafiłem ci tego przekazać... Wiem, że cię zawiodłem... Naprawdę, rozumiem.- Jego zdania były bardzo urwane i po każdym robił jeden drżący oddech.- Pewnie jesteś ciekawa, czemu wtedy nie przyszedłem. To strasznie głupie... Ja... Szukałem kwiatów. Tak... Dla ciebie. Nie mogłem przecież przyjść z pustymi rękami, ale wszystkie były już zamknięte. Usiadłem wtedy na ławce i próbowałem coś wymyślić... Siedziałem tam naprawdę sporo czasu. Znalazł mnie kolega i zabrał mnie do domu, gdzie razem graliśmy... Przez cały czas byłem strasznie otępiały i nie wiedziałem co robię. To było naprawdę dziwne. Próbowałem ci to wytłumaczyć, jednak nie dałaś mi szansy... Przykro mi Julio, naprawdę mi przykro, że tu leżysz. To nieważne, czy mnie zraniłaś swoimi słowami, bo najpierw ja zraniłem cię czynami. Kocham cię Julio... I nic tego nie zmieni.- Patrzyłam na niego wzruszona. Mój Armiś... Jak ja mogłam się od niego odwrócić?! Zbliżyłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. Delikatnie wyciągnęłam rękę, chwilę się wahałam i dotknęłam jego policzka. Tak bardzo chciałam otrzeć jego łzy. Powiedzieć mu, żeby tak się nie zamartwiał. Moja dłoń przeniknęła przez niego. Armin wzdrygnął się i wstał. Spojrzał na mnie, tą w śpiączce, smutno i pogłaskał mój policzek.
-Jest już trochę późno... Nie chcę, żeby rodzice się martwili... Ale przyjdę jutro, nie martw się. Przyjdę.- Obraz zaczął się rozmywać, a ja wynurzałam się na powierzchnię świadomości. Zaczęło kręcić mi się w głowie, więc oparłam się o studnię. Po kilku chwilach spojrzałam na Adama, który stał obok mnie.
-Co to było?- zapytałam cicho, wycierając grzbietem dłoni łzy.
-To co widziałaś, to ty. To co dzieje się teraz z twoim ciałem. Teraz jest pora odwiedzin, dlatego studnie są takie oblegane. W ten sposób można zobaczyć swoich bliskich.- odpowiedział spokojnie.Poczekałam aż się uspokoję. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Kiedy już się opanowałam rzuciłam krótko:
-Chodźmy stąd.- Wedle mojego życzenia wyszliśmy z parku i skierowaliśmy się do kopii rzymskiego koloseum. W kilku domach zauważyłam ludzi siedzących i czytających książki, oglądających telewizję. Słyszałam głośną muzykę dyskotekową, która dobiegała z jednego z lokali. Wszystko wydawało się takie zwyczajne. Byłam tak pochłonięta oglądaniem wszystkiego w koło, że nie zauważyłam zbliżającej się do nas postaci.
-Witaj księżniczko.

------------------------------------
Okej, wiem pewnie słabo mi wyszedł ten rozdział. Bo trochę pisałam go na siłę... A wszystko przez to metalowe coś na moich zębach. Mam to dopiero od kilku dni, a mam ochotę wyrwać sobie zęby, żeby się tego pozbyć xd A że to początki to mam problemy z jedzeniem. Coś co wcześniej jadłam w 5 minut, teraz jem 20 minut. Więc odechciewa mi się jeść. A kiedy jestem głodna, jestem zła. Więc po prostu czekam na moment, gdy znów będę mogła normalnie funkcjonować. Dlatego jeśli będę w stosunku do kogoś opryskliwa, przepraszam już teraz, bo czasem zdarza mi się mówić rzeczy, które wcale nie chce powiedzieć...
A teraz wracając do rozdziału... Miał być dłuższy, ale skończyło się jak zwykle. Mam nadzieję, że nowy blog, pomoże mi wprowadzić nieco nowości i świeżości. Bo, oczywiście jak zawsze, zaczynam już się nudzić, chociaż nawet nie zdążyłam rozkręcić akcji. Czuję się okropnie. Także nie przedłużając, mam nadzieję, że następny rozdział będzie dłuższy, lepszy, itd. Ale pewnie będzie nijaki jak wszystko co piszę. Bye!

EDIT: To co widzicie wyżej było pisane, kiedy zaczynałam pisać. Teraz jest już trochę lepiej i zauważyłam, że wygląda to trochę dołująco...Ale postanowiłam tego nie usuwać, bo w sumie jest wyjaśnieniem czemu tak rzadko piszę. Bo jak w takim nastroju napisać coś dobrego? Także mam nadzieję, że skomentuje to więcej niż 4 osoby...