poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział X

-Witaj księżniczko.- powtórzył nieznajomy wpatrując się we mnie. Był on dość wysokim, na oko 40-letnim, mężczyzną z krótko obciętymi czarnymi włosami. Ubrany był w czarny, dopasowany garnitur. Jakim cudem nie jest mu w nim gorąco?
-Dzień dobry.- przywitałam się, przyglądając mu się badawczo. Mężczyzna chwycił moją wyciągnięcie tą rękę i pocałował wierzch mojej dłoni, intensywnie patrząc w moje oczy. Odsunął się delikatnie i posłał mi piękny uśmiech.
-Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać. Dość długo to trwało.- odezwał się patrząc znacząco na Adama, potem zwrócił się do niego.- Może byś nas przedstawił?- Adam prychnął zdenerwowany. Nie wiem o co mu chodzi. Podoba mi się ten nieznajomy. Było w nim coś... magicznego.
-Julia, Cyrus. Cyrus, Julia. Zadowolony?- powiedział dość szybko chłopak.
-Bardzo.- Cyrus uśmiechnął się szelmowskim uśmiechem.- Chyba powinniśmy już ruszać . Nie chcemy przecież się spóźnić.
-Ruszajmy więc.- rzekłam. Cyrus podał mi ramię z którego z chęcią skorzystałam. Kątem oka widziałam Adama, który wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć. Dziwne. Postanowiłam nie zwracać na niego zbytniej uwagi, aż się uspokoi. Hm... Cyrus. Gdzieś już słyszałam to imię. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Po kilku minutach dotarliśmy do koloseum. Ujrzałam kolejkę przy wejściu i chciałam w niej stanąć jednak Cyrus zatrzymał mnie.
-O nie, nie. Nie będziesz przecież stać. My mamy specjalne wejście.- trzymając rękę na moich plecach lekko pokierował mnie trochę dalej, do wręcz niezauważalnych drzwi. Otworzył je przede mną i mogłam wejść do środka.- Poczekaj tu na mnie.- powiedział i oddalił się w stronę stolika, przy którym siedziało siedmiu starszych mężczyzn. Każdy z nich miał po kilka teczek wypełnionych papierami. Zostałam sama z Adamem. Nagle jakoś dziwnie czułam się w jego towarzystwie.
-Nie ufaj mu.- powiedział tuż nad moim uchem.
-Niby czemu?- zapytałam nie rozumiejąc absolutnie jego zachowania.
-Po prostu nie ufaj. Nie jest taki, jaki się wydaje.
-A co z Tobą? Okłamywałeś mnie i ostrzegałeś przed samym sobą! Nie sądzisz że to lekka hipokryzja?
-Byłem do tego zmuszony. Nie zapominaj o tym.
-Ta, jasne.- powiedziałam lekceważąco. Adam złapał mnie za ramiona, obrócił mną, spojrzał w moje oczy i powiedział:
-Gdyby jedyną możliwością, aby wrócić do rodziny, było sprowadzenie tutaj jakiegoś chłopaka, który możliwie po kilku dniach wróci do domu, co byś zrobiła na moim miejscu?
-Ja... Sama nie wiem. Co nie zmienia faktu, że mam prawo się na ciebie złościć.- skrzyżowałam ramiona na piersi i zrobiłam obrażoną minę. Chłopak przejechał ręką po twarzy i jej wyraz zmienił się. Teraz był współczujący.
-Przepraszam. Wiem że ci ciężko, ale ja siedzę tu już 5 lat i mogło mi trochę odbić przez ten czas.- Adam podrapał się po karku skruszony, a ja oniemiałam.
-5 lat?- szepnęłam nie dowierzając.
-Taa... Własna głupota mnie tu sprowadziła.
-Co się stało?
-Byłem młody, głupi i lekko podpity. Byliśmy nad jeziorem i urządziliśmy sobie skoki do wody. Skakałem jako pierwszy, chciałem się popisać i skoczyłem na główkę... Kilka centymetrów dalej i pewnie bym zginął. Pod wodą były stare belki z dość ostrymi krańcami, na jeden z nich się nadziałem, ale na szczęście nie przebiły czaszki. Chociaż co to za życie? I tak bym pewnie tutaj trafił, bądź w podobne miejsce bez tego beznadziejnego czekania.- zamilkł i zapatrzył się w jakiś punkt ponad moją głową. Nie odezwałam się ani słowem, ale przywarłam do niego. Po chwili poczułam jak jego ręce wędrują na moje plecy.
-Zobaczysz, za kilka godzin oboje znów będziemy wśród bliskich.- szepnęłam.- I zrobię wszystko, aby do tego doszło.
-Ekhem.- usłyszałam wymuszony kaszel za moimi plecami. Oderwałam się od Adama i spojrzałam na... całkowicie nieznanego mi chłopaka.- Czy moglibyście przestać? Jesteśmy tu w bardzo ważnej sprawie i nikt nie ma ochoty patrzeć jak się obściskujecie. To nie profesjonale.- Po tych słowach, przeszedł koło na nas i ruszył schodami na górę zapewne w poszukiwaniu swojego miejsca. Patrzyłam za nim zaskoczona, po czym wybuchnęłam śmiechem.
-Gdzie ten Cyrus, chce już iść na miejsce, zanim ktoś jeszcze do nas podejdzie.- powiedziałam, nie mogąc przestać się uśmiechać, pamiętając o absurdzie wcześniejszej sytuacji. Miałam chwilę czasu, aby rozejrzeć się w miejscu gdzie jestem. Cóż... wydawało mi się, że jestem w greckim teatrze, które kiedyś budowali. Siedzenia były ustawione w półkolu w sposób schodkowy, dzięki temu każdy mógł widzieć wielki stół, do którego podszedł Cyrus. Po kilkunastu sekundach nasz tajemniczy znajomy powrócił do nas, uśmiechając się do mnie czarująco.
-Wszystko już załatwione. Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać. A teraz zapraszam na miejsce.- z tymi słowami podał mi kartę, na której miałam napisane, na którym miejscu mam usiąść.
-Rząd E, miejsca 23 i 24.- przeczytałam, po czym spojrzałam na niego pytająco.
-Idźcie tymi schodami.- rzekł Cyrus wskazując na schody, na których zniknął ten dziwny chłopak.- Następnie skręćcie w lewo. Jestem pewien, że uda wam się trafić na miejsce. Niestety, nie mogę ci towarzyszyć.- Poruszył głową w stronę stołu na środku.- Znajdę cię później.- ponownie chwycił moją dłoń i ucałował jej wierzch, mruknął do mnie i powrócił do swoich towarzyszy.
Zgodnie z jego wskazówkami, ruszyliśmy na swoje miejsce. W miarę jak zbliżaliśmy się do celu coraz głośniej słyszeliśmy krzyki. Ktoś ostro się kłócił. Skręciłam w naszą alejkę i ujrzałam chłopaka, który wcześniej zwrócił nam uwagę i różowowłosą dziewczynę. To oni byli źródłem hałasu.
-Mówiłam ci żebyś się nie oddalał!- krzyczała dziewczyna mocno gestykulując.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić! Nie pisałem się na to.- oboje wyglądają na mocno wkurzonych.
-Hej, hej. Spokój.- próbował uspokoić ich Adam, mijając mnie i stając między nimi.- Maggie uspokój się!- Maggie, jak ją nazwał Adam, opuściła ręce i patrzyła na chłopaka wciąż z wściekłością w oczach.
-Czemu akurat MI musiał przypaść taki ktoś?- uniosła oczy ku niebu i opadła na swoje miejsce.- Siadaj i nie rób wiochy. I tak już jestem towarzysko skończona.- rzuciła do swojego towarzysza niedoli. W tym czasie ja przyjrzałam mu się bliżej. Miał czarne, krótkie włosy i równie ciemne oczy ukryte częściowo za oprawkami okularów. Kolejnym elementem, który zauważyłam była jego straszna kościstość. Dziewczyna natomiast zwracała uwagę swoimi różowymi włosami, a następnie bardzo dobrze zbudowanym ciałem. Zapewne zanim tu trafiła była sportsmenką. Przeszłam obok nich i okazało się, że byłam skazana na siedzenie obok Kostka, jak w myślach nazwałam niedoszłego kolegę. Adam usiadł po mojej prawicy. Odwróciłam głowę w lewą stronę i spojrzałam na siedzącego tam chłopaka.
-Cześć.- przywitałam się, próbując wywołać przyjazny uśmiech na twarz.- Jestem Julia.- chłopak spojrzał na moją wyciągniętą rękę, następnie uważnie przyjrzał się mojej twarzy. Z wyższością potrząsnął moją ręką i odwracając głowę powiedział tylko:
-Daniel.- Cóż można to uznać za sukces. Kiedy chciałam zapytać się Adama o Maggie, na podium wszedł mężczyzna i podniósł ręce do góry. W tym momencie wszystkie rozmowy ucichły i każdy skupił się na tym co dzieje się na scenie.
-Witam serdecznie wszystkich tu zgromadzonych. Połowa z Was mnie znam, druga połowa nie, jednak ja znam Was wszystkich. Może na początku przedstawie się. Nazywam się Teodor IV i jestem przewodnicząym Ligi. Jak zapewne wiecie Liga to stowarzyszenie półżywych, umarłych i istot boskich które zajmuje się zachowanie równowagi i spokoju w obu światach. A chodzi o świat ludzi i umarłych. Aktualnie znajdujecie się mędzy nimi w miejscu, które my lubimy nazywać poczekalnią. I teraz dochodzimy do tego czemu tu jesteście. Jesteście najlepszymi z najlepszych, wybraliśmy z Was spośród Waszych rówieśników. Kazdy z Was ma cechy, które mogą się nam przydać. Do czego zapytacie. Światy są zarożone i tylko z Waszą pomocą zdołamy ich powstrzymać. Ale nie martwcie się. Większość z Was wróci do swoich rodzin  ciągu kilku najbliższych godzin. Albowiem tylko dwoje z Was wraz ze swoimi opiekunami będzie miało ten zaszczyt walczyć ze Złem, które nadciąga. Osoby te wyłonimy w drodze losowania, ponieważ nie da się wybrać spośród tylu wspaniałych kandydatów. A oto- rzekł mężczyzna odsuwając się lekko w prawą stronę.- Wasze przeznaczenie.
Na miejscu na którym przed chwilą stał Teodor IV stanął Cyrus trzymając wielki czubiasty kapelusz odwrócony do góry dnem.
-Losowane odbędzie się w tradycyjny sposób. W ten sposób nikt nie będzie mógł sfałszować wyboru.- powiedział Cyrus kierując na mnie spojrzenie. Z nie wiadomych powodów przeszedł mnie zimny dreszcz.- Tak więc zaczynajmy. W kapeluszu przede mną znajdują się wasze imiona i nazwiska. Z tych wszystkich wylosuję dwa. Poproszę aby te osoby wyszły wtedy do nas na scenę razem z opiekunami.- Przez cały ten czas Cyrus patrzył prosto na mnie. Nie mam pojęcia, jakim cudem mnie wypatrzył w tym tłumie, ale teraz w głowie miałam tylko jedną myśl. Błagam niech tam nie będzie mojego nazwiska.
Cyrus w końcu oderwał wzrok ode mnie i skupił się na losowaniu. Sięgnął ręką i już po sekundzie wyciągnął ją z kapelusza z karteczką w dłoni. Nie spiesząc się otworzył ją i przez chwilę przyglądał się nazwisku, a następnie odczytał na głos.
-Daniel Lu.- odetchnęłam z ulgą. Prawdopodobieństwo że zostanę wybrana zmniejszyło się. Zaciekawiona wzrokiem zaczęłam szukać tego ,,szczęściarza,, który został wybrany. Zdumiłam się, kiedy ten chuderlawy człowieczek siedzacy obok mnie podniósł się z miejsca, a tuż za nim Maggie.
-Że tez mnie musiało się to przytrafić. Zamorduję go, zanim zdążymy cokolwiek zrobić. - mruczała dziewczyna pod nosem. Daniel wygladał jakby stracił całą pewność siebie, jednak mimo tego schodził po schodach z uniesioną wysoko głową. Buc jest bucem i zawsze bucem już będzie. Stanęli obok Cyrusa i Teodora.
-Świetnie.- rzekł Teodor klaskając w ręce.- Teraz moja kolej.- włożył rękę do kapelusza i długo poruszał nią między kartkami. wstrzymałam oddech nie mogąc wytrzymać napięcia. Adam znalazł moją dłoń  ścisnął ją dodając mi otuchy. W końcu ręka opuściła kapelusz i jednym machnięciem otworzyła kartkę. Teodor IV uśmiechnął się do zebranych i odczytał zapisane na niej dwa słowa, których najbardziej bałam się usłyszeć.
-Julia Ward.
----------------------------------
Cześć ludziska. Dawno mnie tu nie było. To już prawie cały rok, ale jak widać (mam nadzieję) nie wyszłam zbytnio z prawy. Nie mam co obiecywać, że rozdziały będą częściej i że będę czytać co wy piszecie, bo tylko okłamywałabym siebie i Was a tego nie chcę. Jestem w trakcie pisania czegoś... ciekawego, ale zapewne opublikuję to tylko jeśli uda mi się napisać go do końca. Wspomnę tylko, że tym razem nie będzie żadnych innych światów, smoków, wróżek ani niczego co związane jest z fantastyką.
Kurcze, jak na kogoś wracającego z zaswiatów mam zaskakująco mało do napisania. Ale cóż, taka już moja natura. Każdy komentarz (nawet negatywny) będzie dla mnie darem z niebios, więc bardzo o nie proszę. Nie przedłóżając dziękuję czytelniku, że dotarłeś aż do tego momentu. Jeszcze raz wielkie dzięki i do następnego rozdziału (na tym czy innym blogu ;))

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział IX Jak to możliwe...?

Podniosłam się do pozycji siedzącej, pocierając głowę, rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Gdzie ja jestem?! Co...? Co się stało? Wszystko, dosłownie wszystko było tutaj białe. Ściany, podłoga, sufit, szafa, pościel, a nawet łóżko. Byłam ubrana w jakąś koszule nocną. Też zresztą białą.
-Hej. W końcu się obudziłaś.- odwróciłam się w stronę głosu. Obok szafy stał... Adam. Tylko... Tylko, że miał blond włosy... Jak...? Chwila, przecież przed sekundą nie było go tu! Przecież bym go zauważyła...
-Gdzie ja jestem?- zapytałam, wpatrując się w niego. Czemu się przefarbował? O co w tym wszystkim chodzi? Adam przegryzł dolną wargę i odwrócił się w stronę szafy.
-W... poczekalni.- odrzekł po chwili ciszy. Otworzył mebel i zaczął czegoś w nim szukać.
-Co? W jakiej poczekalni? Do czego? Nic nie rozumiem.- chciałam zadać jeszcze więcej pytań, ale uciszył mnie gestem.
-Niedługo zrozumiesz.- odparł krótko. Rzucił mi dżinsy i czarną bokserkę.- Ubierz się i pójdziemy się przejść. Obiecuję, że wszystko ci wtedy wyjaśnię.- wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Nie pozostało mi nic innego, jak przebrać się i iść za nim. Po zmienieniu ubrań, przeczesałam dłonią włosy i otworzyłam drzwi, za którymi zniknął Adam. Znalazłam się w długim kolorowym korytarzu. Kontrast między nim a pokojem był ogromny. Na jego końcu dojrzałam duże przeszklone drzwi na zewnątrz. Spojrzałam na Adama, który opierał się o ścianę, wyraźnie zamyślony. Zamknęłam drzwi, a ten dźwięk pomógł powrócić mu do rzeczywistości.
-Ładnie wyglądasz.- powiedział z uśmiechem. Na jego policzkach ujrzałam te cudne dołeczki i czułam, że moje nogi zrobiły się miękkie.
-Dziękuję.- odpowiedziałam, poprawiając włosy. Chłopak złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia z budynku. Tuż za drzwiami przystanęłam i wciągnęłam głośno powietrze. Przed sobą miałam mały lasek brzozowy. Kamienna droga, na której właśnie staliśmy prowadziła przed środek tego lasu. Nigdy jeszcze tutaj nie byłam. Adam pociągnął mnie lekko i weszliśmy do lasku. Przez chwilę szliśmy w milczeniu, ale przerwałam ją szybko:
-Więc... gdzie jesteśmy?
-Już ci mówiłem. W poczekalni.- odparł spokojnie chłopak.
-To już wiem.- mruknęłam lekko zdenerwowana.- Ale co to znaczy?
-Eh.- Adam westchnął cicho i zatrzymał się. Złapał mnie za ręce i popatrzył prosto w oczy.- Czy... Pamiętasz coś zanim się obudziłaś w tamtym pokoju? To ważne.- zamknęłam oczy próbując się skupić. Nagle wszystko powróciło do  mnie z kakofonią kolorów i dźwięków. Zdumiona otworzyłam oczy.
-Ja... Ja miałam wypadek... Potrącił mnie samochód...- wyszeptałam. Nie jestem nawet pewna, czy mnie usłyszał. Postanowiłam zadać to jedyne pytanie, na które bałam się uzyskać odpowiedź.- Czy ja umarłam?
-Co?- zapytał zaskoczony.- Nie. Oczywiście, że nie.- uśmiechnął się leciutko.- Nie jest z tobą aż tak źle. W tej chwili leżysz w szpitalu... w śpiączce...- Parę sekund przerwy.- Ładnie ci w blond włosach.
-Co?!- chwyciłam za swoje włosy i spróbowałam dojrzeć ich kolor. Zerknęłam na Adama i zauważyłam, że ledwo powstrzymuję się od śmiechu.- To nie jest śmieszne!- krzyknęłam mu w twarz, jednak sama też się uśmiechnęłam.
-Żałuj, że nie widziałaś swojej miny. Ha, ha, ha.- chłopak złapał się za brzuch, który pewnie zaczął go boleć od śmiechu. Dałam mu kuśtyka w bok i sama wybuchnęłam śmiechem. Nadal jestem brunetką, z czego bardzo się cieszę. Nagle coś do mnie dociera. Uśmiech spełza mi z twarzy, a przez mój poważny wzrok, Adam również się uspokoił.
-A... Ale jak to leżę w śpiączce? A co z moją rodziną... przyjaciółmi...? Jak to w ogóle możliwe, że ty tu jesteś?! Wytłumacz mi to!- złapałam się za głowę, usiadłam na środku drogi i podkurczyłam nogi. Nic z tego nie rozumiem... Nic... Adam przejechał ręką po włosach i usiadł obok mnie. Przytulił mnie ramieniem, a ja wtuliłam twarz w jego pierś. Westchnął cicho.
-Pamiętasz... Pamiętasz Toma?- zapytał szeptem. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Oczywiście, że pamiętam. A co to ma do rzeczy?
-A... A pamiętasz jak zobaczyłaś go kątem oka?
-Tak... Chwila skąd wiesz, że go widziałam? I skąd o nim wiesz?
-Pomyśl, proszę, przez chwilę. Wiedziałem o piosence, wiedziałem co myślisz, wtedy w parku...- W mojej głowie wszystkie elementy układanki zaczęły wskakiwać na swoje miejsce.
-Czy ty chcesz powiedzieć, że...
-Dokładnie.- leciutki uśmieszek i chwila ciszy.- Ja jestem Tomem... Przepraszam, że do tego doszło... To wszystko moja wina.- Adam schował twarz w dłoniach. Patrzyłam na niego zdumiona nie mając pojęcia co robić. Delikatnie zabrałam jego ręce i podniosłam jego podbródek tak, aby patrz mi prosto w oczy. W jego oczach dojrzałam ból, co mnie przeraziło.
-Proszę... Powiedz mi, o co chodzi. Tylko spokojnie.
-Ja... Ja naprawdę nie chciałem tego zrobić... Nie chciałem... Ale to był jedyny sposób... Bo jeśli im pomagasz, to możesz mieć nadzieję, że cię odeślą... A ja naprawdę chcę wrócić... Przepraszam cię, że musiałem cię w to wciągać...- Siedzieliśmy kilka minut w całkowitej ciszy. Cierpliwie czekałam, aż Adam się uspokoi. Kiedy myślałam, że już nigdy do tego nie dojdzie, odezwał się cicho i spokojnie.- Wstawaj. Zaprowadzę cię do osób, które będą umiały ci wytłumaczyć, co się dzieje.- Podnieśliśmy się z  ziemi i wyszliśmy z lasku. To co zobaczyłam sprawiło, że zatrzymałam się zaskoczona. Miałam przed sobą miasto. Wielkie miasto, gdzie było wszystko. Zobaczyłam park rozrywki, zwyczajne parki, kilka kin, wielkie wieżowce, a nawet atrapa Wieży Eiffla. Nie miałam czasu, aby zobaczyć więcej szczegółów, bo Adam ciągnął mnie już w dół zbocza.
-Gdzie idziemy?- zapytałam, nie przestając się rozglądać.
-Najpierw zabiorę cię do parku studni, a potem do amfiteatru. Teraz powinni mieć naradę.- Nie pytałam, co to ten park studni, ani kto ma mieć naradę. Pewnie i tak by nie odpowiedział. Wszystko wyglądało tak, jakby to było normalne miasto, ale ja wiem, że tak nie jest. Coś było tu nie tak. Zanim zdołałam wymyślić co to mogłoby być Adam wyrwał mnie z rozmyślań.
-Jesteśmy na miejscu.- powiedział tylko. Spojrzałam przed siebie i od razu zrozumiałam czemu to się nazywa park studni. Był to park bardzo podobny do tego w którym byliśmy na... naszej randce. Z tym wyjątkiem, że tutaj stało pełno studni, a przy każdej stała jedna osoba. Spojrzałam zdziwiona na Adama, a on jedynie uśmiechnął się lekko.
-Hej, przyszedłeś trochę popatrzeć, co? Twoja studnia jest wolna jak zawsze.- spojrzałam na człowieka, który powiedział te słowa. Ujrzałam wysokiego mężczyznę z długą czarną brodą. Ubrany był w złotą koszulką i białe spodnie. Właśnie podniósł się z krzesła i szedł w naszą stronę. Razem z Adamem uścisnęli sobie ręce.
-Nie dzisiaj.- odparł mój kompan.- Tym razem to ona będzie patrzyć. To jej pierwszy dzień.- Wielkolud spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.
-Współczuję. Ale nie martw się, tutaj nie jest aż tak źle. Ja siedzę tutaj od 10 lat i jakoś żyję.- uśmiechnął się smutno i wrócił na swoje krzesełko. Nie umiałam wymówić słowa, więc po prostu zamknęłam buzię i podążyłam za Adamem, który zaczął się przemieszczać. Szliśmy w najdalszy kąt ogrodu. Podeszliśmy do studni, która wydawała się stać tu już od jakiś 200 lat. To samo powiedziałabym o murach budynku, który przylegał do parku. Drzewa rosły tu gęsto i wszystko otaczał bluszcz. Niesamowite miejsce. Adam stanął przed studnią i spojrzał na jej dno. Podeszłam do niego i także się nachyliłam.
-Co mam zrobić?- zapytałam. Chłopak podał mi małą złotą monetę.
-Wrzuć ją tutaj i patrz co się dzieje.- odparł. Ścisnęłam najpierw monetę, a potem rozprostowałam palce. Usłyszałam ciche plum, a woda zaczęła falować. Nagle przestałam widzieć nasze odbicie, a obraz zaczął się zmieniać i przybliżać. Zdziwiona chciałam spojrzeć na Adam, jednak nie mogłam odwrócić wzroku. Tuż przede mną rozcierał się widok sali szpitalnej, było tu 6 osób na łóżkach, przypiętych do jakiś aparatur i jedna osoba, która siedziała do mnie tyłem. Siłą myśli przemieściłam się tak, aby zobaczyć twarz. Wydałam zdumiony okrzyk. Armin! Podążyłam za jego wzrokiem  ujrzałam swoją śpiącą osobę. Chociaż nie... Ja nie spałam. Byłam w śpiączce... Czyli jednak to prawda... Do mojego ciała doprowadziło mnóstwo rurek, każda służy do podtrzymania mojego życia. Moja twarz była cała pokiereszowana, a ręce napuchnięte. Jestem pewna, że są złamane.
-Julio...- usłyszałam cichy szept Armina. Spojrzałam na niego i ujrzałam ból w jego oczach. Trzymał mnie za rękę. Oczywiście tą mnie na łóżku.- Przepraszam cię. Przepraszam. To przecież moja wina... Gdybym nie był taki nachalny... Może wszystko skończyłoby się dobrze... Ale Julio... Ja nie potrafię... Nie potrafię bez ciebie żyć.- po jego i moich policzkach zaczęły lecieć łzy.- Kocham cię Julio... Mam nadzieję, że mnie słyszysz, bo strasznie dziwnie się czuję tak gadając... Hehe... Naprawdę Julio... Znaczysz dla mnie naprawdę wiele... Tylko nie potrafiłem ci tego przekazać... Wiem, że cię zawiodłem... Naprawdę, rozumiem.- Jego zdania były bardzo urwane i po każdym robił jeden drżący oddech.- Pewnie jesteś ciekawa, czemu wtedy nie przyszedłem. To strasznie głupie... Ja... Szukałem kwiatów. Tak... Dla ciebie. Nie mogłem przecież przyjść z pustymi rękami, ale wszystkie były już zamknięte. Usiadłem wtedy na ławce i próbowałem coś wymyślić... Siedziałem tam naprawdę sporo czasu. Znalazł mnie kolega i zabrał mnie do domu, gdzie razem graliśmy... Przez cały czas byłem strasznie otępiały i nie wiedziałem co robię. To było naprawdę dziwne. Próbowałem ci to wytłumaczyć, jednak nie dałaś mi szansy... Przykro mi Julio, naprawdę mi przykro, że tu leżysz. To nieważne, czy mnie zraniłaś swoimi słowami, bo najpierw ja zraniłem cię czynami. Kocham cię Julio... I nic tego nie zmieni.- Patrzyłam na niego wzruszona. Mój Armiś... Jak ja mogłam się od niego odwrócić?! Zbliżyłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. Delikatnie wyciągnęłam rękę, chwilę się wahałam i dotknęłam jego policzka. Tak bardzo chciałam otrzeć jego łzy. Powiedzieć mu, żeby tak się nie zamartwiał. Moja dłoń przeniknęła przez niego. Armin wzdrygnął się i wstał. Spojrzał na mnie, tą w śpiączce, smutno i pogłaskał mój policzek.
-Jest już trochę późno... Nie chcę, żeby rodzice się martwili... Ale przyjdę jutro, nie martw się. Przyjdę.- Obraz zaczął się rozmywać, a ja wynurzałam się na powierzchnię świadomości. Zaczęło kręcić mi się w głowie, więc oparłam się o studnię. Po kilku chwilach spojrzałam na Adama, który stał obok mnie.
-Co to było?- zapytałam cicho, wycierając grzbietem dłoni łzy.
-To co widziałaś, to ty. To co dzieje się teraz z twoim ciałem. Teraz jest pora odwiedzin, dlatego studnie są takie oblegane. W ten sposób można zobaczyć swoich bliskich.- odpowiedział spokojnie.Poczekałam aż się uspokoję. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Kiedy już się opanowałam rzuciłam krótko:
-Chodźmy stąd.- Wedle mojego życzenia wyszliśmy z parku i skierowaliśmy się do kopii rzymskiego koloseum. W kilku domach zauważyłam ludzi siedzących i czytających książki, oglądających telewizję. Słyszałam głośną muzykę dyskotekową, która dobiegała z jednego z lokali. Wszystko wydawało się takie zwyczajne. Byłam tak pochłonięta oglądaniem wszystkiego w koło, że nie zauważyłam zbliżającej się do nas postaci.
-Witaj księżniczko.

------------------------------------
Okej, wiem pewnie słabo mi wyszedł ten rozdział. Bo trochę pisałam go na siłę... A wszystko przez to metalowe coś na moich zębach. Mam to dopiero od kilku dni, a mam ochotę wyrwać sobie zęby, żeby się tego pozbyć xd A że to początki to mam problemy z jedzeniem. Coś co wcześniej jadłam w 5 minut, teraz jem 20 minut. Więc odechciewa mi się jeść. A kiedy jestem głodna, jestem zła. Więc po prostu czekam na moment, gdy znów będę mogła normalnie funkcjonować. Dlatego jeśli będę w stosunku do kogoś opryskliwa, przepraszam już teraz, bo czasem zdarza mi się mówić rzeczy, które wcale nie chce powiedzieć...
A teraz wracając do rozdziału... Miał być dłuższy, ale skończyło się jak zwykle. Mam nadzieję, że nowy blog, pomoże mi wprowadzić nieco nowości i świeżości. Bo, oczywiście jak zawsze, zaczynam już się nudzić, chociaż nawet nie zdążyłam rozkręcić akcji. Czuję się okropnie. Także nie przedłużając, mam nadzieję, że następny rozdział będzie dłuższy, lepszy, itd. Ale pewnie będzie nijaki jak wszystko co piszę. Bye!

EDIT: To co widzicie wyżej było pisane, kiedy zaczynałam pisać. Teraz jest już trochę lepiej i zauważyłam, że wygląda to trochę dołująco...Ale postanowiłam tego nie usuwać, bo w sumie jest wyjaśnieniem czemu tak rzadko piszę. Bo jak w takim nastroju napisać coś dobrego? Także mam nadzieję, że skomentuje to więcej niż 4 osoby...