piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział IX Jak to możliwe...?

Podniosłam się do pozycji siedzącej, pocierając głowę, rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Gdzie ja jestem?! Co...? Co się stało? Wszystko, dosłownie wszystko było tutaj białe. Ściany, podłoga, sufit, szafa, pościel, a nawet łóżko. Byłam ubrana w jakąś koszule nocną. Też zresztą białą.
-Hej. W końcu się obudziłaś.- odwróciłam się w stronę głosu. Obok szafy stał... Adam. Tylko... Tylko, że miał blond włosy... Jak...? Chwila, przecież przed sekundą nie było go tu! Przecież bym go zauważyła...
-Gdzie ja jestem?- zapytałam, wpatrując się w niego. Czemu się przefarbował? O co w tym wszystkim chodzi? Adam przegryzł dolną wargę i odwrócił się w stronę szafy.
-W... poczekalni.- odrzekł po chwili ciszy. Otworzył mebel i zaczął czegoś w nim szukać.
-Co? W jakiej poczekalni? Do czego? Nic nie rozumiem.- chciałam zadać jeszcze więcej pytań, ale uciszył mnie gestem.
-Niedługo zrozumiesz.- odparł krótko. Rzucił mi dżinsy i czarną bokserkę.- Ubierz się i pójdziemy się przejść. Obiecuję, że wszystko ci wtedy wyjaśnię.- wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Nie pozostało mi nic innego, jak przebrać się i iść za nim. Po zmienieniu ubrań, przeczesałam dłonią włosy i otworzyłam drzwi, za którymi zniknął Adam. Znalazłam się w długim kolorowym korytarzu. Kontrast między nim a pokojem był ogromny. Na jego końcu dojrzałam duże przeszklone drzwi na zewnątrz. Spojrzałam na Adama, który opierał się o ścianę, wyraźnie zamyślony. Zamknęłam drzwi, a ten dźwięk pomógł powrócić mu do rzeczywistości.
-Ładnie wyglądasz.- powiedział z uśmiechem. Na jego policzkach ujrzałam te cudne dołeczki i czułam, że moje nogi zrobiły się miękkie.
-Dziękuję.- odpowiedziałam, poprawiając włosy. Chłopak złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia z budynku. Tuż za drzwiami przystanęłam i wciągnęłam głośno powietrze. Przed sobą miałam mały lasek brzozowy. Kamienna droga, na której właśnie staliśmy prowadziła przed środek tego lasu. Nigdy jeszcze tutaj nie byłam. Adam pociągnął mnie lekko i weszliśmy do lasku. Przez chwilę szliśmy w milczeniu, ale przerwałam ją szybko:
-Więc... gdzie jesteśmy?
-Już ci mówiłem. W poczekalni.- odparł spokojnie chłopak.
-To już wiem.- mruknęłam lekko zdenerwowana.- Ale co to znaczy?
-Eh.- Adam westchnął cicho i zatrzymał się. Złapał mnie za ręce i popatrzył prosto w oczy.- Czy... Pamiętasz coś zanim się obudziłaś w tamtym pokoju? To ważne.- zamknęłam oczy próbując się skupić. Nagle wszystko powróciło do  mnie z kakofonią kolorów i dźwięków. Zdumiona otworzyłam oczy.
-Ja... Ja miałam wypadek... Potrącił mnie samochód...- wyszeptałam. Nie jestem nawet pewna, czy mnie usłyszał. Postanowiłam zadać to jedyne pytanie, na które bałam się uzyskać odpowiedź.- Czy ja umarłam?
-Co?- zapytał zaskoczony.- Nie. Oczywiście, że nie.- uśmiechnął się leciutko.- Nie jest z tobą aż tak źle. W tej chwili leżysz w szpitalu... w śpiączce...- Parę sekund przerwy.- Ładnie ci w blond włosach.
-Co?!- chwyciłam za swoje włosy i spróbowałam dojrzeć ich kolor. Zerknęłam na Adama i zauważyłam, że ledwo powstrzymuję się od śmiechu.- To nie jest śmieszne!- krzyknęłam mu w twarz, jednak sama też się uśmiechnęłam.
-Żałuj, że nie widziałaś swojej miny. Ha, ha, ha.- chłopak złapał się za brzuch, który pewnie zaczął go boleć od śmiechu. Dałam mu kuśtyka w bok i sama wybuchnęłam śmiechem. Nadal jestem brunetką, z czego bardzo się cieszę. Nagle coś do mnie dociera. Uśmiech spełza mi z twarzy, a przez mój poważny wzrok, Adam również się uspokoił.
-A... Ale jak to leżę w śpiączce? A co z moją rodziną... przyjaciółmi...? Jak to w ogóle możliwe, że ty tu jesteś?! Wytłumacz mi to!- złapałam się za głowę, usiadłam na środku drogi i podkurczyłam nogi. Nic z tego nie rozumiem... Nic... Adam przejechał ręką po włosach i usiadł obok mnie. Przytulił mnie ramieniem, a ja wtuliłam twarz w jego pierś. Westchnął cicho.
-Pamiętasz... Pamiętasz Toma?- zapytał szeptem. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Oczywiście, że pamiętam. A co to ma do rzeczy?
-A... A pamiętasz jak zobaczyłaś go kątem oka?
-Tak... Chwila skąd wiesz, że go widziałam? I skąd o nim wiesz?
-Pomyśl, proszę, przez chwilę. Wiedziałem o piosence, wiedziałem co myślisz, wtedy w parku...- W mojej głowie wszystkie elementy układanki zaczęły wskakiwać na swoje miejsce.
-Czy ty chcesz powiedzieć, że...
-Dokładnie.- leciutki uśmieszek i chwila ciszy.- Ja jestem Tomem... Przepraszam, że do tego doszło... To wszystko moja wina.- Adam schował twarz w dłoniach. Patrzyłam na niego zdumiona nie mając pojęcia co robić. Delikatnie zabrałam jego ręce i podniosłam jego podbródek tak, aby patrz mi prosto w oczy. W jego oczach dojrzałam ból, co mnie przeraziło.
-Proszę... Powiedz mi, o co chodzi. Tylko spokojnie.
-Ja... Ja naprawdę nie chciałem tego zrobić... Nie chciałem... Ale to był jedyny sposób... Bo jeśli im pomagasz, to możesz mieć nadzieję, że cię odeślą... A ja naprawdę chcę wrócić... Przepraszam cię, że musiałem cię w to wciągać...- Siedzieliśmy kilka minut w całkowitej ciszy. Cierpliwie czekałam, aż Adam się uspokoi. Kiedy myślałam, że już nigdy do tego nie dojdzie, odezwał się cicho i spokojnie.- Wstawaj. Zaprowadzę cię do osób, które będą umiały ci wytłumaczyć, co się dzieje.- Podnieśliśmy się z  ziemi i wyszliśmy z lasku. To co zobaczyłam sprawiło, że zatrzymałam się zaskoczona. Miałam przed sobą miasto. Wielkie miasto, gdzie było wszystko. Zobaczyłam park rozrywki, zwyczajne parki, kilka kin, wielkie wieżowce, a nawet atrapa Wieży Eiffla. Nie miałam czasu, aby zobaczyć więcej szczegółów, bo Adam ciągnął mnie już w dół zbocza.
-Gdzie idziemy?- zapytałam, nie przestając się rozglądać.
-Najpierw zabiorę cię do parku studni, a potem do amfiteatru. Teraz powinni mieć naradę.- Nie pytałam, co to ten park studni, ani kto ma mieć naradę. Pewnie i tak by nie odpowiedział. Wszystko wyglądało tak, jakby to było normalne miasto, ale ja wiem, że tak nie jest. Coś było tu nie tak. Zanim zdołałam wymyślić co to mogłoby być Adam wyrwał mnie z rozmyślań.
-Jesteśmy na miejscu.- powiedział tylko. Spojrzałam przed siebie i od razu zrozumiałam czemu to się nazywa park studni. Był to park bardzo podobny do tego w którym byliśmy na... naszej randce. Z tym wyjątkiem, że tutaj stało pełno studni, a przy każdej stała jedna osoba. Spojrzałam zdziwiona na Adama, a on jedynie uśmiechnął się lekko.
-Hej, przyszedłeś trochę popatrzeć, co? Twoja studnia jest wolna jak zawsze.- spojrzałam na człowieka, który powiedział te słowa. Ujrzałam wysokiego mężczyznę z długą czarną brodą. Ubrany był w złotą koszulką i białe spodnie. Właśnie podniósł się z krzesła i szedł w naszą stronę. Razem z Adamem uścisnęli sobie ręce.
-Nie dzisiaj.- odparł mój kompan.- Tym razem to ona będzie patrzyć. To jej pierwszy dzień.- Wielkolud spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.
-Współczuję. Ale nie martw się, tutaj nie jest aż tak źle. Ja siedzę tutaj od 10 lat i jakoś żyję.- uśmiechnął się smutno i wrócił na swoje krzesełko. Nie umiałam wymówić słowa, więc po prostu zamknęłam buzię i podążyłam za Adamem, który zaczął się przemieszczać. Szliśmy w najdalszy kąt ogrodu. Podeszliśmy do studni, która wydawała się stać tu już od jakiś 200 lat. To samo powiedziałabym o murach budynku, który przylegał do parku. Drzewa rosły tu gęsto i wszystko otaczał bluszcz. Niesamowite miejsce. Adam stanął przed studnią i spojrzał na jej dno. Podeszłam do niego i także się nachyliłam.
-Co mam zrobić?- zapytałam. Chłopak podał mi małą złotą monetę.
-Wrzuć ją tutaj i patrz co się dzieje.- odparł. Ścisnęłam najpierw monetę, a potem rozprostowałam palce. Usłyszałam ciche plum, a woda zaczęła falować. Nagle przestałam widzieć nasze odbicie, a obraz zaczął się zmieniać i przybliżać. Zdziwiona chciałam spojrzeć na Adam, jednak nie mogłam odwrócić wzroku. Tuż przede mną rozcierał się widok sali szpitalnej, było tu 6 osób na łóżkach, przypiętych do jakiś aparatur i jedna osoba, która siedziała do mnie tyłem. Siłą myśli przemieściłam się tak, aby zobaczyć twarz. Wydałam zdumiony okrzyk. Armin! Podążyłam za jego wzrokiem  ujrzałam swoją śpiącą osobę. Chociaż nie... Ja nie spałam. Byłam w śpiączce... Czyli jednak to prawda... Do mojego ciała doprowadziło mnóstwo rurek, każda służy do podtrzymania mojego życia. Moja twarz była cała pokiereszowana, a ręce napuchnięte. Jestem pewna, że są złamane.
-Julio...- usłyszałam cichy szept Armina. Spojrzałam na niego i ujrzałam ból w jego oczach. Trzymał mnie za rękę. Oczywiście tą mnie na łóżku.- Przepraszam cię. Przepraszam. To przecież moja wina... Gdybym nie był taki nachalny... Może wszystko skończyłoby się dobrze... Ale Julio... Ja nie potrafię... Nie potrafię bez ciebie żyć.- po jego i moich policzkach zaczęły lecieć łzy.- Kocham cię Julio... Mam nadzieję, że mnie słyszysz, bo strasznie dziwnie się czuję tak gadając... Hehe... Naprawdę Julio... Znaczysz dla mnie naprawdę wiele... Tylko nie potrafiłem ci tego przekazać... Wiem, że cię zawiodłem... Naprawdę, rozumiem.- Jego zdania były bardzo urwane i po każdym robił jeden drżący oddech.- Pewnie jesteś ciekawa, czemu wtedy nie przyszedłem. To strasznie głupie... Ja... Szukałem kwiatów. Tak... Dla ciebie. Nie mogłem przecież przyjść z pustymi rękami, ale wszystkie były już zamknięte. Usiadłem wtedy na ławce i próbowałem coś wymyślić... Siedziałem tam naprawdę sporo czasu. Znalazł mnie kolega i zabrał mnie do domu, gdzie razem graliśmy... Przez cały czas byłem strasznie otępiały i nie wiedziałem co robię. To było naprawdę dziwne. Próbowałem ci to wytłumaczyć, jednak nie dałaś mi szansy... Przykro mi Julio, naprawdę mi przykro, że tu leżysz. To nieważne, czy mnie zraniłaś swoimi słowami, bo najpierw ja zraniłem cię czynami. Kocham cię Julio... I nic tego nie zmieni.- Patrzyłam na niego wzruszona. Mój Armiś... Jak ja mogłam się od niego odwrócić?! Zbliżyłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. Delikatnie wyciągnęłam rękę, chwilę się wahałam i dotknęłam jego policzka. Tak bardzo chciałam otrzeć jego łzy. Powiedzieć mu, żeby tak się nie zamartwiał. Moja dłoń przeniknęła przez niego. Armin wzdrygnął się i wstał. Spojrzał na mnie, tą w śpiączce, smutno i pogłaskał mój policzek.
-Jest już trochę późno... Nie chcę, żeby rodzice się martwili... Ale przyjdę jutro, nie martw się. Przyjdę.- Obraz zaczął się rozmywać, a ja wynurzałam się na powierzchnię świadomości. Zaczęło kręcić mi się w głowie, więc oparłam się o studnię. Po kilku chwilach spojrzałam na Adama, który stał obok mnie.
-Co to było?- zapytałam cicho, wycierając grzbietem dłoni łzy.
-To co widziałaś, to ty. To co dzieje się teraz z twoim ciałem. Teraz jest pora odwiedzin, dlatego studnie są takie oblegane. W ten sposób można zobaczyć swoich bliskich.- odpowiedział spokojnie.Poczekałam aż się uspokoję. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Kiedy już się opanowałam rzuciłam krótko:
-Chodźmy stąd.- Wedle mojego życzenia wyszliśmy z parku i skierowaliśmy się do kopii rzymskiego koloseum. W kilku domach zauważyłam ludzi siedzących i czytających książki, oglądających telewizję. Słyszałam głośną muzykę dyskotekową, która dobiegała z jednego z lokali. Wszystko wydawało się takie zwyczajne. Byłam tak pochłonięta oglądaniem wszystkiego w koło, że nie zauważyłam zbliżającej się do nas postaci.
-Witaj księżniczko.

------------------------------------
Okej, wiem pewnie słabo mi wyszedł ten rozdział. Bo trochę pisałam go na siłę... A wszystko przez to metalowe coś na moich zębach. Mam to dopiero od kilku dni, a mam ochotę wyrwać sobie zęby, żeby się tego pozbyć xd A że to początki to mam problemy z jedzeniem. Coś co wcześniej jadłam w 5 minut, teraz jem 20 minut. Więc odechciewa mi się jeść. A kiedy jestem głodna, jestem zła. Więc po prostu czekam na moment, gdy znów będę mogła normalnie funkcjonować. Dlatego jeśli będę w stosunku do kogoś opryskliwa, przepraszam już teraz, bo czasem zdarza mi się mówić rzeczy, które wcale nie chce powiedzieć...
A teraz wracając do rozdziału... Miał być dłuższy, ale skończyło się jak zwykle. Mam nadzieję, że nowy blog, pomoże mi wprowadzić nieco nowości i świeżości. Bo, oczywiście jak zawsze, zaczynam już się nudzić, chociaż nawet nie zdążyłam rozkręcić akcji. Czuję się okropnie. Także nie przedłużając, mam nadzieję, że następny rozdział będzie dłuższy, lepszy, itd. Ale pewnie będzie nijaki jak wszystko co piszę. Bye!

EDIT: To co widzicie wyżej było pisane, kiedy zaczynałam pisać. Teraz jest już trochę lepiej i zauważyłam, że wygląda to trochę dołująco...Ale postanowiłam tego nie usuwać, bo w sumie jest wyjaśnieniem czemu tak rzadko piszę. Bo jak w takim nastroju napisać coś dobrego? Także mam nadzieję, że skomentuje to więcej niż 4 osoby...

środa, 30 lipca 2014

Siemanko!

Nie, nie jestem taka dobra i jeszcze to nie jest rozdział :D
Ale coś lepszego! A przynajmniej mam taką nadzieję...
A więc... "werble" założyłam nowego bloga!
Tak, dobrze słyszycie. Ale to nie jest taki sobie normalny, nudny, kolejny blog. O nie, bo to... wspólny blog! :D
Jednak ten pomysł wypalił. Razem ze mną, będą tam pisały dwie osoby, Afrodyta (już dobrze Wam znana psychopatka ;P) i Clara, moja czytelniczka.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i czy ten pomysł w ogóle będzie miał jakąś przyszłość.
Proszę, w komentarzach napiszcie, co o tym sądzicie.
To ten... Chyba o czymś zapomniałam...
No tak! Link. Bez tego to nawet byście nie weszły.
A oto on :P
http://w-pulapce-milosci.blogspot.com/
Życzę miłego czytania i do następnego!
Ciao!

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział VIII ???

Weszłam na ulicę bez rozglądania się. To był błąd.
Usłyszałam pisk opon.
Zobaczyłam światła samochodu skierowane wprost na mnie.
Moje ciało przeszył ogromny ból.
Ale to był ułamek sekundy.
Ułamek sekundy temu czułam to wszystko.
A Teraz...
Czy jest w ogóle jakieś Teraz?
Nie mam pojęcia.
Mam jednak nadzieję, że jest.
Zacznijmy więc jeszcze raz...

Ułamek sekundy temu czułam to wszystko.
A Teraz...
Została tylko Cisza...
I Ciemność...

środa, 16 lipca 2014

Rozdział VII Praca

Obudziłam się, gdy słońce wisiało już wysoko na niebie. Rozciągnęłam się i ziewnęłam. Ah, sobota. Jedyny dzień, kiedy można się wyspać. Na godzinę czternastą jestem umówiona na rozmowę o pracę. Spojrzałam na zegarek wiszący naprzeciwko mojego łóżka. 10:14. Chyba czas już wstawać. Muszę jeszcze wysłuchać gadaniny Kentina. Ogarnęłam się na szybko i zeszłam do kuchni. Przy stole siedział mój brat. Jadł spokojnie śniadanie, nawet na mnie nie spoglądając.
-Hej.- przywitałam się. Nie zrobił absolutnie nic. Dalej jadł swoje płatki. Westchnęłam.- Wiem, że jesteś na mnie zły i...
-Cicho.- przerwał mi.- Nie jest ważne czy jestem zły czy nie. Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? Wychodzisz gdzieś i wracasz po kilku godzinach, a ja nie mam pojęcia co się z tobą dzieje. I czekam. Czekam do późna w nocy, aż usłyszę zamykające się drzwi. Dopiero wtedy jestem w stanie zasnąć. Nie rozumiesz tego?!- coraz bardziej unosił głos, a ja nie byłam w stanie nic powiedzieć.- A gdyby coś ci się stało? Gdyby ktoś cię porwał, albo potrącił by cię samochód? Ja nie miałbym o tym pojęcia i czekałbym. Czekałbym do rana, a później objechałbym wszystkie szpitale, aby sprawdzić czy tam jesteś. Dlatego proszę... Proszę nie rób tak nigdy więcej. Albo chociaż zadzwoń, że nic ci nie jest...
-Prze... Przepraszam cię. Nie miałam pojęcia co czujesz.- Wydukałam.- Przez tak długi okres byłam sama, że nie umiem sobie uświadomić jak bardzo cierpisz... Przepraszam.- Podeszłam do chłopaka i  mocno go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk.
-Idę dzisiaj na rozmowę kwalifikacyjną. Nie wrócę późno. Obiecuję.- powiedziałam.
-Kiedy wychodzisz?- zapytał.
-Mam tam być o 14, więc pewnie wyjdę jakieś pół godziny wcześniej.- Ketin zaśmiał się cicho.- Co?
-Zawsze punktualna. Zawsze. Chyba, że chodzi o powrót do domu.
-Oj tam, oj tam. Już nie przesadzaj. O której obiad?
-16. Nie spóźnij się.- pogroził mi lekko palcem i wrócił do jedzenia płatków.
-Dobrze mamo.- odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
-Nie przeginaj.- upomniał mnie ostrzegawczo Kentin, ale nie zrobiło to na mnie dużego wrażenia. W 10 minut pochłonęłam swoją porcję płatków owsianych i wróciłam do swojego pokoju. Weszłam szybko na fejsa, poklikałam na różne strony. Kiedy zostało mi półtorej godziny do spotkania, wyłączyłam laptopa. Wzięłam prysznic i przez następne kilkanaście minut suszyłam włosy, które związałam w kitkę na boku, a włosy przełożyłam przez ramię. Grzywkę uczesałam na prawo i popsikałam ją lekko lakierem. Wyszłam z łazienki obwiązana ręcznikiem i otworzyłam szafę. Czytałam gdzieś, że kobieta spędza średnio 2 lata całego życia na wybieranie w co ma się ubrać. Tylko tyle? Wyjęłam moje ulubione dżinsy i do tego szarą koszulkę na ramiączkach z dziwnymi napisami, nie do odczytania. Zadowolona z mojego wyglądu wyszłam z pokoju. W przedpokoju zgarnęłam czarne trampki i krzyknęłam, że wychodzę. Skierowałam się w stronę centrum. Szłam lekko tanecznym krokiem szczęśliwa z życia jak nigdy. Mój brat wrócił, to po pierwsze. Po drugie poznałam świetnego faceta. Po trzecie za chwilę dostanę wymarzoną pracę. Rozmowa kwalifikacyjna ma być tylko formalnością. A po czwarte już za miesiąc wakacje! Nuciłam sobie pod nosem wszystko co tylko przyszło mi do głowy. Gdy byłam już prawie na miejscu usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i poczułam, że mój dobry nastrój znikł. Zatrzymał się w odległości jednego metra, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Prawdę mówiąc, miałam na to wielką ochotę.
-Strasznie trudno cię dogonić. Jesteś pewna, że nie chcesz zostać biegaczką?- próbował rozluźnić atmosferę. Jednak kąciki moich ust nawet nie drgnęły.
-Czego chcesz?- zapytałam prosto z mostu, patrząc ze złością w te niebieskie oczy w których jeszcze tydzień temu byłam zauroczona.- Śpieszę się.- słysząc mój ostry ton stracił trochę wigoru.
-Ja... Ja chciałem porozmawiać.
-Nie jestem pewna, czy mamy w ogóle o czym rozmawiać. Zresztą jak przed chwilą powiedziałam, śpieszę się.
-Julio... Proszę cię, wysłuchaj mnie.- mówił coraz bardziej błagalnym głosem. Czułam, że zaraz się zgodzę, ale wtedy przypomniałam sobie, jak mnie olewał i na nowo rozkwitła we mnie złość na niego.
-Nie.- odparłam.
-Nie?
-Nie. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego! Nie mam zamiaru cię słuchać, oglądać cię. Zostaw mnie w spokoju!- ostatnie zdanie wykrzyczałam mu prosto w twarz, patrząc na niego wręcz z nienawiścią. Odwróciłam się chcąc zakończyć tą rozmowę jak najszybciej. Zrobiłam krok, ale w tym samym czasie Armin złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. W pierwszej chwili chciałam wyrwać się z jego objęć, ale on tylko jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie. Zrezygnowana opuściłam ręce i czekałam na jego ruch. Czułam jego oddech na moim karku. Jeszcze tydzień wcześniej tuliłabym się do niego z całej siły. Jeszcze tydzień wcześniej miękłyby mi nogi. Jeszcze tydzień wcześniej coś czułam do tego chłopaka. A teraz czuję, jakby to uczucie ze mnie wyleciało. Jak mogę kochać kogoś, kto nie umie dotrzymywać obietnic?! Jak mogę kochać kogoś, gdy nie wiem, czy mogę mu ufać? Gdy miałam podjąć kolejną próbę uwolnienia się, usłyszałam szept.
-Julio... Ja... Ja wiem, że zrobiłem źle. Ale uwierz mi miałem ważny powód... Wiem, że twoje zaufanie do mnie spadło straszliwie nisko, ale mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz... To nie jest tak łatwo wytłumaczyć... Ale Boże, Julio... Ja nie mogę żyć bez ciebie. Bez twojego śmiechu, bez twoich pięknych oczu... Julio... Dla ciebie jestem w stanie zrobić wszystko...
-Wszystko?- zapytałam, przerywając ten monolog. Armin odsunął się na tyle, aby spojrzeć mi prosto w oczy.
-Wszystko.- zapewnił. Jego oczy były takie szczere, ale jeszcze nie mogłam mu wybaczyć. Jeszcze nie. Spuściłam wzrok wpatrując się w czubki moich butów.
-Puść mnie.- szepnęłam. Wiedziałam, że jego twarz wykrzywia teraz ból, a ja nie miałam tyle odwagi, aby znów na niego spojrzeć. Poluźnił trochę chwyt, dzięki czemu udało mi się wyswobodzić. Odeszłam nie oglądając się. Wiem, że powinnam dać mu szansę... Choćby cień nadziei, że kiedyś może być tak jak dawniej. Ale ja wszystko zepsułam. Czuję, że tymi dwoma słowami stworzyłam przepaść, której już nie da się przeskoczyć.
***
-Dzień dobry.- przywitałam się grzecznie i uśmiechnęłam lekko. Miałam przed sobą 30-latka o blond włosach i niebieskich oczach. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie. 
-Dzień dobry. Czy ty jesteś przyjaciółką Rozalii?
-Tak.
-Świetnie. I jak podoba ci się to miejsce?
-Jest tu bardzo ładnie. Bardzo dobra lokalizacja. Blisko centrum i nad jeziorem.- Chyba ucieszyła go ta odpowiedź, bo uśmiechnął się nieco szerzej.
-Cieszę się, że będziesz z nami pracować. Już od dłuższego czasu szukałem kogoś. A teraz jeszcze zaczyna się okres wakacyjny, więc tym bardziej potrzeba nam instruktorów. Czy pracowałaś kiedyś w tym zawodzie?
-Nie, jeszcze nigdy. Ale często korzystałam z tej rozrywki i doskonale znam wszystkie zabezpieczenia. Ze sprzętu korzystam sprawnie i szybko. Potrafię świetnie dogadywać się z dziećmi jak i z dorosłymi.- Nie wiedziałam co jeszcze mogłabym dodać, więc zamilkłam, czekając na werdykt.
-Ha, ha. Widzę, że mam tu do czynienia z osobą doskonale nadającą się do tej pracy. Cóż, pozostaje mi powitać cię na naszym pokładzie.- wstał, więc i ja wstałam. Podaliśmy sobie ręce jako znak zawarcia umowy.- Odbędziesz dzisiaj dzień próbny pod okiem jednego z naszych instruktorów. Jeśli dobrze się sprawisz, jutro będziemy mogli podpisać umowę.
-Dziękuję bardzo.- starałam zachowywać się jak profesjonalistka, ale słabo mi to wychodziło. Na twarz ciągle próbował i wyjść wielki uśmiech.
-Oh, czuję, że praca z tobą będzie przyjemnością. Proszę, abyś ubrała uprzęż i przeszła pod tor treningowy, ja tymczasem pójdę po instruktora, który wprowadzi cię w szczegóły.- wyszliśmy z jego biura, po czym rozeszliśmy się. W budce pracowników poznałam Anitę. Była to 20-latka, która pracowała tu już od początku, czyli dwóch lat. Miała krótkie blond włosy, szare oczy i bardzo miły wyraz twarzy. Porozmawiałam z nią chwilę o innych pracownikach, po czym ulotniłam się w miejsce wskazane przez kierownika. Napisałam szybko Kentinowi, że wrócę później. Nie chce, żeby znowu się martwił. Czekałam niecałą minutę, gdy ktoś się do mnie zwrócił.
-Hej, to ty jesteś ta nowa?- odwróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam bardzo przystojnego faceta na oko ma jakieś 35 lat. Naprawdę trudno go opisać, ale ma w sobie... to coś. Mówił z amerykańskim akcentem, który łatwo można było wychwycić.
-Tak, to ja. Julia.- przedstawiłam się.
-Dean. Miło mi poznać.- uścisnęliśmy sobie ręce.
-Masz dziwny akcent. Skąd jesteś? Oczywiście, jeśli mogę wiedzieć.
-To żadna tajemnica. Urodziłem się w Teksasie. Moi rodzice byli Polakami, więc postanowiłem poznać ten piękny kraj. Przeprowadziłem się tu w wieku 30 lat. Na szczęście polskiego uczyłem się już wcześniej, wiec nie mam problemu z komunikacją.- uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko. Chwila... Czy Anita mi o nim nie wspominała? Chyba coś o tym, że jest typowym kasanową. Z takim wyglądem w sumie wcale się nie dziwie. Przeszliśmy razem wszystkie trasy, rozmawiając przy tym i śmiejąc się. Dean pokazywał mi, jak mam asekurować klientów, którzy zapłacą za to, że będę przechodziła ten tor z nimi. Następnie wróciliśmy do budki pracowników, skąd miałam odebrać mojego pierwszego klienta i przeszkolić go. Jednak nikt nie przyszedł do 17 nikt nie przyszedł.
-Niestety, są czasem takie dni. Ale jestem pewien, że jutro będziesz miała ręce pełne roboty.- powiedział Dean ściągając kask i poprawiając swoje włosy.
-Czyli dostaje pozytywną ocenę?- zapytałam, robiąc oczy Kota w butach.
-Of course. Świetnie nadajesz się do tej roboty. A teraz zmykaj już do domu.- uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym ruszyłam w stronę swojego domu, uprzednio zdejmując kask i uprząż. Sądzę, że będę się z nim świetnie dogadywać. Zostało mi już tylko kilka przecznic i będę w domu. Nagle usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Czy nie można przejść się ulicą w spokoju?! Spojrzałam w stronę, skąd dobiegał głos i od razu uśmiechnęłam się. W moją stronę szedł bardzo przystojny chłopak o imieniu Adam.
-Cześć.- zagadnęłam.
-Witaj.- odparł.-Właśnie zamierzałem cię odwiedzić.
-Naprawdę?- zapytałam zaskoczona.
-Tak.- uśmiechnął się tajemniczo.- Przechodziłem obok pewnego sklepu i zauważyłem rzecz, która na pewno ci się spodoba. Patrząc na nią od razu pomyślałem o tobie.- Adam sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko owinięte niebieską wstążeczką. Położył mi je na dłoni i popatrzył na mnie wyczekująco. Delikatnie rozwiązałam wstążkę i otworzyłam pudełko. Zamarłam z zachwytu. Miałam przed sobą złoty naszyjnik ze znakiem nieskończoności wypełniony małymi diamencikami.
-Dzie... Dziękuję. Jest cudowny.- szepnęłam nie mogąc oderwać od niego wzroku.
-Mogę?- zapytał swym cudnym głosem.
-Oczywiście.- podałam mu naszyjnik i odwróciłam się tyłem. Przeszedł mnie dreszcz, gdy musnął palcami moją skórę na karku, odgarniając mi włosy. Po chwili miałam już ozdobę na szyi. Spojrzałam w oczy chłopaka. Ah, jakbym chciałam rzucić mu się teraz w ramiona. Pewnie stałabym tam w nieskończoność, gdy usłyszałam dzwonek telefonu. Jednak, to nie był mój, tylko Adama. Chłopak wyciągnął telefon i odebrał.
-Halo? No, jestem, jestem... Czy to jest naprawdę takie pilne?  No... No... Dobra, już idę...- rozłączył się i spojrzał na mnie przepraszająco.- Wybacz, ale jestem potrzebny.
-Rozumiem. Pogadamy innym razem.- oczywiście, jeśli będzie następny raz, dodałam w myślach.
-To... Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- popatrzyłam chwilę jak odchodzi i ruszyłam w stronę domu. Byłam szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Szłam w podskokach, zostawiając w niepamięci niefortunne spotkanie z Arminem, co chwilę dotykając naszyjnika. To był dobry dzień.

-------------------------
Siemanko! :D
Tak więc oto jest upragniony (przez Was i przeze mnie) rozdział :]
W sobotę wieczorem będzie kolejny rozdział, który mam już napisany. Później znikam na tydzień, bo wyjeżdżam. Mam jedną prośbę odnośnie zbliżającego się rozdziału. Czytajcie go powoli... Słowo po słowie. Inaczej nie będzie tego efektu o który mi chodzi xd Tak wiem jeszcze bardziej Wam teraz mieszam, ale chce żeby to było coś :D I mam nadzieję, że to serio będzie coś, bo inaczej wyjdzie na to, że zapowiadam, zapowiadam, a tu kicha ;_; Ale bądźmy dobrej myśli ;]
W Bohaterach macie zdjęcia Anity i Deana, jeśli rozpoznacie Deana to będę przeszczęśliwa xD
Widzimy się w sobotę z nextem! :D
Ciał! ;)

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział VI Spotkanie

Otworzyłam leniwie oczy i wyciągnęłam się. Sięgnęłam ręką do stolika, gdzie powinien być mój telefon. Jednak nie było go tam. Rozbudziłam się do końca i podniosłam się. Byłam w swoim pokoju, to pewne. Nagle sobie przypomniałam jak zasnęłam w pokoju obok. Usłyszałam pukanie do drzwi, które wybiło mnie już na początku moich rozmyślań.
-Proszę.- powiedziałam odwracając wzrok w stronę drzwi.
-Hej. Widzę, że już nie śpisz.- Kentin wszedł do pokoju, niosąc tacę z kilkoma kanapkami i dwoma kubkami brązowego, parującego napoju.
-Jak widać.- uśmiechnęłam się do niego i rozciągnęłam na łóżku. Chłopak usiadł obok mnie i położył tackę na szafce.
-Mama zrobiła nam śniadanie.- orzekł i pierwszy sięgnął po jedzenie.
-Już wrócili? Miło z jej strony.- podniosłam się na łokciach i także wzięłam kanapkę.
-Tak. Wrócili.- powiedział Kentin jakimś nieobecnym głosem.
-Hej. Co jest?- zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. Po chwili odwrócił oczy.
-Wrócili. Ale po południu znów wyjeżdżają. Myślałem... Myślałem, że spędzę z nimi trochę czasu... Stęskniłem się. A oni jak gdyby nigdy nic, wyjeżdżają. To nie fair!- mówił  lekko urywanym głosem brązowowłosy.
-Przyzwyczaisz się... Ja tak mam zawsze. Czasem przyjeżdża ciocia Titi, czasem zostaję sama. Da się żyć... Da się żyć.

***

Dzisiaj udało mi się dostać do szkoły bez większych przygód, czyli bez wpadania na nikogo. Ledwie weszłam do klasy, a Roza już chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła do łazienki.
-Opowiadaj.- rozkazała i stanęła obok mnie ze skrzyżowanymi rękami. Chyba nie zamierza mi odpuścić. Westchnęłam głęboko. Opowiedziałam jej jak wpadłam wczoraj na Armina i o naszych niedoszłych spotkaniach. Rozalia przez cały ten czas patrzyła na mnie z pokerową miną. Kiedy skończyłam zamyśliła się na chwilę. Właśnie miała coś powiedzieć, kiedy zadzwonił zbawienny dzwonek. Zwinnie wyminęłam białowłosą i ruszyłam do klasy. Usiadłam obok Kentina i odetchnęłam. Pierwszy raz nie bycie razem z Arminem w klasie naprawdę mnie ucieszyło. Nawet nie wiem, kiedy do klasy weszła nauczycielka.
-Cisza! Albo zaraz zrobimy kartkówkę.- zagroziła i usiadła na swoim miejscu. Momentalnie zapadła dźwięcząca cisza.- No dobrze. To może kogoś zapytamy? Hm... Kto tu ostatnio nie był...? Ward!- Spojrzała na nas i chwilę mierzyła nas wzrokiem.- Julia.
Posłusznie wstałam i skierowałam się do tablicy, uśmiechając się pod nosem. Nie mogła mnie wziąć do łatwiejszego tematu. Zrobiłam zadania w 10 minut i wróciłam do ławki z triumfalnym uśmiechem i piątką w dzienniku. Aż miałam ochotę zaśpiewać tą dziwną piosenkę:
Dzwonek na lekcje już dzwoni,
Czy wiecie czego znakiem to jest?
Matmy lekcja się zaczyna
Nie mogę doczekać się!
Kiedy rozwiążę pierwsze zadanie
Kiedy odpowiem na pierwsze pytanie
Tak, tak rozpiera mnie energia
Bo matmy czar mnie całego opętał
Jeśli spojrzysz na to tak jak ja (tak jak ja)
Zobaczysz całkiem inny świat (inny świat!)
Świat pełen cyfr, pierwiastków, ciągu i
Zabawy nie z tej ziemi!
Więc powiedz:
MA-TEMA-TYKA
Kręci mnie
To matematyka.
 Zaśmiałam się z siebie z myślach i do końca lekcji nuciłam ją sobie pod nosem.


***

Stał dokładnie tam, gdzie spodziewałam się go spotkać, czyli obok schodów do księgarni.
-Cześć.- przywitał się z lekkim uśmiechem.
-Witaj.- odpowiedział i pocałował mnie w wierzch dłoni. Poczułam jak się czerwienię, więc odwróciłam leciutko głowę i zasłoniłam twarz grzywką.Ruszyliśmy tylko jemu znanym kierunku. Zerkał co chwila w moją stronę, a ja nie miałam pojęcia o czym moglibyśmy rozmawiać.
-Hej, stało się coś?- zapytał Adam, patrząc na mnie z troską w oczach.
-Nic... Wszystko w porządku.- odparłam.
-Widzę przecież. Co cię trapi?- nie dawał za wygraną.
-To... To nic takiego.- powiedziałam łamiącym się głosem.Poczułam jak pojedyncza łza spływa po mojej twarzy. Nagle Adam złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Nie pytał o nic, nie naciskał, pozwolił, aby słowa same wypływały z moich ust. Kiedy skończyłam opowieść staliśmy bez ruchu chyba przez jakieś 10 minut. Nie odezwał się przez ten czas ani słowem, a ja czułam jakby ktoś zabrał mi wszystkie smutki. Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto tak jak on mógłby mnie pocieszyć, nie wypowiadając ani słowa. To najwspanialsza rzecz jaka mnie spotkała w życiu. A to dopiero początek wieczoru. Po jakimś czasie Adam odsunął się i ruszyliśmy w dalszą drogę, rozmawiając o ostatnio przeczytanych książkach. Doszliśmy do parku, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Może dlatego, że jesteśmy po drugiej stronie miasta? Cóż, pewnie tak. W sumie to nie był park. Wyglądał jak wielki ogród z pięknymi alejami i sceną w jego środku. Skierowaliśmy się właśnie w stronę centrum, którym okazał się wielki plac, ze sceną, ławkami i kilkoma budkami z jedzeniem. Skierowaliśmy się do jednej z nich, tej w której można było kupić lody. Ustawiliśmy się czekając na swoją kolej i obserwując występy na scenie. Stałam wpatrzona w piękny profil Adama, gdy ten przeglądał pozycje na liście. Mogłabym tak stać w nieskończoność, ale ktoś potrącił mnie ramieniem z tak dużą siłą, że prawie upadłam, gdyby nie szybka interwencja brązowookiego.
-Hej! Uważaj jak idziesz!- krzyknęłam za oddalającą się sylwetką. Nagle ten ktoś odwrócił głowę i zaczął iść w moim kierunku. Stałam oniemiała. Armin? Co on tu robił? Jesteśmy przecież w parku!
-Wybacz, Julio. Nie zauważyłem cię. Bardzo się śpieszę.- tłumaczył się Armin, nagle zauważył Adama i spojrzał na niego ponurym wzrokiem.- Kto to?
-Kolega.- odparłam. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Adam jakby wyczuł moje zdenerwowanie i złapał mnie za rękę. Spojrzenie Armina mówiło wiele.- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Trochę się śpieszymy.- Armin jakby chciał coś dodać, ale gdy napotkał moje twarde spojrzenie, nic nie mówiąc oddalił się tylko w sobie znanym kierunku.
-Trzymaj się od niego z daleka!- krzyknął jeszcze z daleka. Czemu wszyscy ostrzegają mnie przed Adamem? Wcześniej Tom, teraz Armin... Co oni wiedzą, a nie wiem ja?
-To był on?- Zapytał cicho po dłuższej chwili Adam.
-Tak.- szepnęłam. Po kilku minutach udało mi odzyskać humor.- To co? Jakie bierzemy?
-To zależy na co masz ochotę.- powiedział ze śmiechem chłopak lekko kręcąc głową.- Pamiętaj, ja stawiam, więc możesz zaszaleć.
-Nie trzeba było tego mówić.- odparłam z szerokim uśmiechem. Zamówiłam dla siebie 3 gałki lodów krówkowych i małego shake'a truskawkowego. Adam wziął tylko dużego shake'a bananowego. Usiedliśmy na ławce i zajadając swoje porcje, słuchaliśmy ludzi, którzy śpiewali na karaoke. Po jakiś 15 minutach, kiedy już wszystko zjedliśmy chłopak złapał mnie za rękę i postawił w kolejce do śpiewania. Sam ustawił się tuż za mną.
-Nie mam pojęcia, co mam zaśpiewać... Masz jakimś pomysł?- spytałam, gdy dochodziła moja kolej.
-Hm...- Zastanowił się Adam.- Może "Nie trać wiary"?
-Nie jestem pewna czy to znam...
-Znasz, znasz. Jestem o tym przekonany.- powiedział Adam uśmiechając się do mnie tajemniczo. Gdy podawałam tytuł piosenki mrugnął do mnie jeszcze okiem. Weszłam na scenę i uśmiechnęłam się trochę niepewnie. Odszukałam wzrokiem Adama i patrzyłam mu w oczy. Usłyszałam pierwsze nuty i od razu poznałam piosenkę. Zaskoczona, nie mogłam wydobyć z siebie głosu, ale po chwili opanowałam się i zaśpiewałam jak najlepiej umiałam.
...
W me senne noce, senne dni
Gdy milczy telefon, nikt nie stuka do drzwi
W bezsenne noce, tylko Ty
Możesz zapukać do moich drzwi

Nie trać wiary, nie opadaj z sił
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty
By rozproszyć smutne dni
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty
...
Kiedy muzyka skończyła się, ukłoniłam się lekko przy akompaniamencie braw publiczności. Zeszłam ze sceny uśmiechając się szeroko. Dawno nie śpiewałam przed tak dużą publicznością. Pod sceną czekał na mnie Adam.
-Byłaś świetna!- powiedział z uśmiechem, gdy tylko byłam w zasięgu jego głosu.- Trudno będzie cię pobić.
-Oh. Nie przesadzaj.- zasłoniłam twarz grzywką, aby nie zobaczył jak robię się czerwona.- Jestem pewna, ze wypadniesz rewelacyjnie.
-Wybacz, teraz chyba moja kolej.- chłopak posłał mi jeszcze jeden uśmiech i ruszył w stronę schodów na scenę. Kiedy przechodził obok mnie musnął moją dłoń swoją, przez to poczułam, że jestem jeszcze bardziej czerwona. Adam zaśpiewał piosenkę "AKE" zespołu LemON. Jednak nie mogłam się skupić na jego głosie. W głowie wciąż słyszałam słowa Armina. Co on miał na myśli? Czego nie wiem? A z resztą, pewnie jest zazdrosny. Ot co. Ale nadal coś mi tu nie pasuje. Skąd Adam miał pewność, że znam tą piosenkę? Wczoraj słyszałam ją pierwszy raz w życiu, gdy Tom mi ją puścił. A właśnie! Tom... To prawdziwa osoba, czy tylko sobie go wymyśliłam? Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Ale wiem jedno. Ze znajomości z Adamem nigdy nie zrezygnuję. Tego jestem pewna. Nie będę przecież słuchać snów i chłopaka, który dwa razy zawiódł moje zaufanie. A dodatkowo...
-I jak się podobało?- zapytał Adam materializując się obok mnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zszedł ze sceny.
-Bardzo się podobało!- odpowiedziałam, patrząc prosto w oczy chłopaka. Brązowooki zaprowadził mnie w jedną z wielu odnóg prowadzących wgłąb parku. Szliśmy żwirową dróżką, a wokół nas było pełno róż w różnych odcieniach różu i nie tylko.
-To miejsce nazywane jest aleją róż.*- szepnął Adam po paru minutach drogi. Patrzyłam zafascynowana jak kwiaty chowają się w pąki, szykując się na zimniejszą noc. Złapałam Adama za rękę i maszerowałam dalej przytulona do jego ramienia. Po dziesięciu minutach aleja skończyła się i ukazał się nam wspaniały widok. Był to ogród japoński. Środkiem płynęła spokojnie rzeczka, a nad nią wisiał drewniany most. Na jednym z brzegów stała mała również drewniana chatka, a na drugim altana. Wszędzie można było dostrzec rośliny znane w Japonii, wiśnie, a także drzewka bonsai. Zmrok dodawał piękna temu malowniczemu miejscu. Byliśmy tu tylko we dwoje. Usiedliśmy na mostku i spuściliśmy nogi do jeszcze ciepłej wody. Moja sukienka swobodnie powiewała na wietrze.
-Uwielbiam to miejsce.- mruknął wprost do mego ucha Adam.- Najpiękniej jest tu wiosną, kiedy wszystko kwitnie. Szkoda, że nie mogłem zabrać cię tu wcześniej.
-Nie szkodzi. Teraz też jest cudownie.- odparłam szeptem zapatrzona w dal. Czułam, że mogłabym tu siedzieć do końca świata. Albo nawet dłużej. Przysunęłam się bliżej chłopaka, a on objął mnie ramieniem. Westchnęłam cicho. Cykady zaczęły swój conocny koncert. Wsłuchana w cudną melodię, spojrzałam na Adama. Nie wiem, co oni chcieli od niego. Jest idealny. Może zbyt idealny? Może ja nie jestem dla niego wystarczająco idealna? Wtedy Adam spojrzał na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami. Poczułam jak odchodzą ode mnie wszystkie wątpliwości.
-Nie myśl tak.- powiedział najciszej jak umiał, aby nie zagłuszyć cykad. Pokręcił lekko głową i uśmiechnął się nieśmiało. A ja czułam, że rozpłynę się jeśli dłużej będę patrzeć na to dzieło boskie.- Dla mnie jesteś idealna.- Podniosłam wzrok z jego ust na oczy i poczułam bijący od nich żar. Przysunęłam głowę o kilka milimetrów nawet nie mrugając. Bałam się, że przez ten ułamek sekundy wszystko może zniknąć. Adam szybko pokonał te kilka centymetrów, które nas dzieliły. Poczułam jego usta na swoich. To nie był mój pierwszy pocałunek. Całowałam się już kilka razy. Po pijaku i nie. Z rówieśnikami, ze starszymi. Były to pocałunki romantyczne, nachalne, obleśne, całkiem dobre. Ale żaden nie mógł się równać z tym. Adam całował delikatnie, ale ze stanowczością. Położył dłoń na moim karku i przyciągnął mnie bliżej. Ja swoje ręce wsunęłam w jego włosy i złapał się ich. Gdy zaczął ssać moją dolna wargę, nie mogłam zatrzymać jęku w gardle i wydarł się on na zewnątrz. Po minucie oderwaliśmy się od siebie, a ja poczułam się bardzo senna. Oparłam głowę o jego pierś i przymknęłam oczy, które po chwili zamknęły mi się całkowicie.
-Hej. Pobudka. Chyba już starczy tego spania.- usłyszałam tuż obok ucha. Czułam jak ktoś potrząsa moim ramieniem. Otworzyłam oczy i ujrzałam pochyloną nade mną twarz Adama. Uśmiechał się delikatnie, wpatrując się w moje oczy. Oderwałam wzrok od jego twarzy i ujrzałam ciemne niebo usiane gwiazdami. Przeciągnęłam się lekko i usiadłam.
-Ile spałam?- zapytałam Adama, jednocześnie rozglądając się. Nie byliśmy już na mostku. Kiedy spałam chłopak musiał mnie tu przenieść. Byliśmy w altanie.
-Godzinę.- odparł chłopak i wstał. Poszłam za jego przykładem i już po chwili szliśmy z powrotem aleją róż.
-Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej?- zapytałam po chwili.
-Wyglądasz uroczo, gdy śpisz.- odpowiedział brązowooki, patrząc na mnie z czułością. Złapał go za rękę i nic nie mówiliśmy aż dotarliśmy do mojego domu. Adam chwycił wtedy moją głowę w obie ręce i pocałował mnie delikatnie w czoło. Poczułam, jak miękną mi nogi, więc złapałam się murku i uśmiechnęłam się do chłopaka. Poczekałam aż zniknie z widoku i dopiero wtedy weszłam do domu. Umyłam się szybko i położyłam się. Ba! Walnęłam się na łóżko i zasnęłam praktycznie od razu. Nie mam pojęcia o której wróciłam. Ale wiem, że mogę oczekiwać jutro wyrzutów brata, o to o której wracam i czy mam pojęcie jak się martwił. Ale gdy przypomnę sobie te wspaniałe chwile z Adamem, czuję, że mogę to jakoś przeżyć. Dobranoc.

---------------------------------
*- miejsca zapożyczone z ogrodu dendrocośtam w Przelewicach. xd
No w końcu skończyłam :D
Nie wiem, czy jest wystarczająco długi, czy jest wystarczająco dobry. Ale moim skromnym zdaniem, nadaje się do czytania, więc chyba jest dobrze :P
Nawet nie wiecie, jak długo nie mogłam zmusić się do pisania. To było okropne. A dzisiaj wstałam, usiadłam przed komputerem i napisałam całe spotkanie w jakieś dwie godziny. W sumie nawet nie wiem, ile czasu minęło tak się wciągnęłam xD
Pewnie teraz macie mnóstwo teorii co do Adama, Toma, Armina i ogólnie całej sytuacji. Proszę, abyście swoje teorie przesyłały do mnie na chacie w g+. Po jeśli wasza teoria jest tym co wymyśliłam, to nie chcę aby reszta czytelniczek miała zepsutą zabawę.
I cóż mi pozostało? Życzę miłych wakacji i do zobaczenia w następnym rozdziale!

P.S. Trzymajcie za mnie kciuki, bo w piątek jadę po wyniki. Zobaczymy czy mnie przyjmą do szkoły ;p

piątek, 20 czerwca 2014

Nie, jeszcze nie

To nie jest rozdział (właśnie go piszę, więc nie narzekać!), ale wpadłam na pewien pomysł. Dobra, to nie jest mój pomysł, ale sądzę, że to mogłoby być coś fajnego :D
A więc, pomyślałam, że mogłybyśmy prowadzić wspólnego bloga z opowiadaniem. Każda miałabym swoją bohaterkę, a one wszystkie byłyby przyjaciółkami i miały wspólne perypetie. Tak, wiem, strasznie ogólnie napisałam, ale sądzę że mogłoby to nam wyjść ;)
Co o tym sądzicie?
Wszystkie chętne zachęcam do komentowania :D

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział V Źli i dobrzy

Hej ludziska! Z ankiety wynika, że 4 osoby czytają, a niestety tylko dwie komentują. Teraz mogą komentować także ci z anonima. Naprawdę, wystarczy tylko jedno słowo, nawet nie wiecie, jak bardzo to dodaje weny i chęci do pisania :)
------------------------------------

-Gdzie byłaś?- zapytał Kentin podczas obiadu. Wiedziałam, że nie wytrzyma i w końcu zada to pytanie. Kiedy wróciłam do domu, siedział w salonie przed telewizorem, ale wyraźnie pogrążony w swoich myślach. Po jakieś minucie zauważył moją obecność i bez słowa ruszył do kuchni podgrzać makaron, który zrobił wcześniej i całkowicie już ostygł.- Czekałem.
-Wiem. Przepraszam. Powinnam cię uprzedzić...- powiedziałam wpatrując się w blat.
-Więc gdzie byłaś?- zapytał ponownie.
-W księgarni...
-To tam tak się spieszyłaś?- zdziwił się Kentin.- Normalnie nie poznaję cię.
-Ty się zmieniłeś i ja się zmieniłam. Trochę czasu przecież minęło.- odpowiedziałam, powoli przeżuwając makaron. Kentin walczył ze sobą wewnętrznie, aż w końcu wypalił:
-Armin cię szukał.- spojrzałam na niego zaskoczona i szczęśliwa, jednak szybko przybrałam zwyczajną minę i powiedziałam obojętnym głosem:
-Tak? A co chciał?
-Podobno mieliście pogadać.- powiedział.
-Podobno.
-Bardzo nalegał.
-I?
-Wyglądał, jakby naprawdę mu zależało.
-Gdyby mu zależało, to by przyszedł na umówione spotkanie.
-Czyli jednak byliście umówieni.
-Byliśmy, ale co z tego?- Podniosłam się z miejsca i zaniosłam naczynia do zlewu. Oparłam się o krawędź blatu i zamknęłam oczy.
-Powiedziałem, żeby przyszedł dzisiaj do nas do domu.- odwróciłam się do niego zdenerwowana.
-Czy ktoś kazał ci się wtrącać w nie swoje sprawy?- krzyknęłam.- Jesteś tu niecały dzień, a rządzisz się jakbyś był tu jakiś miesiąc! Nie masz o niczym pojęcia, jasne?!- oddychałam ciężko wpatrzona w zielone oczy chłopaka. Kentin wstał powoli, w takim samym tempie podszedł do mnie i delikatnie mnie przytulił. Nagle poczułam, że to właśnie to, czego mi było trzeba. Wtuliłam się w niego i poczułam płynące po moich policzkach łzy.
-Może jestem tu tylko jeden dzień, ale jestem dobrym obserwatorem.- odezwał się po chwili milczenia, uważnie dobierając słowa.- Widziałem cię wtedy na korytarzu, jak podekscytowana czekałaś na kogoś i jak posmutniałaś zobaczywszy kogoś, spojrzałem więc w tamtą stronę i ujrzałem Armina rozmawiającego z Irys. Kiedy znów spojrzałem na miejsce, gdzie siedziałaś, ciebie już nie było. Przypomniałem sobie jeszcze naszą wczorajszą rozmowę i połączyłem elementy układanki... Szkoda tylko, że tak szybko oceniłaś tego chłopaka.
-Czemu?- zapytałam, trochę już uspokojona.
-Jakąś minutę po twoim zniknięciu Armin oddalił się od... Irys? Dobrze zapamiętałem imię? No nieważne. W każdym razie ruszył w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą siedziałaś. Rozglądał się, nawet pytał ludzi, czy cię nie widzieli. Podszedł też do mnie pytał się, gdzie mogę cię znaleźć.
-Na-naprawdę?- spytałam z niedowierzaniem. Zależy mu na mnie?
-Oczywiście.- odparł i umilkł na chwilę.- Przyjmiesz go?
-Nie wiem... Muszę się jeszcze nad tym zastanowić. Musi wiedzieć, że trzeba o mnie trochę zawalczyć.- powiedziałam, uśmiechając się lekko.
-Tylko nie przesadź, dobra?
-Dobra.- odpowiedziałam i w końcu odsunęłam się od niego. Grzbietem dłoni wytarłam twarz, ale jeszcze bardziej rozmazałam makijaż. Wyglądam teraz pewnie jak potwór. Zajęliśmy się zmywaniem naczyń, kiedy ktoś do mnie zadzwonił. Wytarłam ręce i oddaliłam się do salonu. Nieznany numer. Odebrałam.
-Halo?
-Witaj, poznaliśmy się dzisiaj w księgarni...
-Kto mówi?
-Adam.
-A, tak pamiętam. Coś się stało?
-Obiecałem, że zadzwonię, więc to robię. Co powiesz na lody? Ja stawiam.
-Z wielką chęcią, ale jestem dzisiaj zajęta...
-Jutro o 17?
-Jasne. Spotkajmy się przy księgarni.
-Oczywiście. Do zobaczenia.
-Pa. Do jutra.- rozłączyłam się i przycisnęłam telefon do piersi. Co ja robię? Ja nawet go nie znam! Może odwołam to spotkanie? Co ja mam robić?
-Nic nie odwołuj.- usłyszałam tuż obok siebie. Ten głos...
-Tom!- krzyknęłam uradowana.- Gdybym cię zobaczyła to z chęcią bym cię przytuliła, a później uderzyła za zostawienie mnie na cały dzień! Nawet nie wiesz, jak bardzo cię potrzebowałam...
-Wiem.- uciął mój wywód.
-Wiesz?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Wiem. Ciągle słyszę twoje myśli i choć zakazano mi z tobą rozmawiać, musiałem się odezwać.
-Chwila... Jak to słyszysz moje myśli?
-Telepatia.- odparł znudzony.
-Chyba nie rozumiem...
-Już niedługo wszystko zrozumiesz.- I znowu poczułam tą dziwną pustkę. Odszedł.
-Kentin!- krzyknęłam, tak aby mnie usłyszał.
-Tak?-odkrzyknął.
-O której przychodzi Armin?
-Powiedziałem, aby przyszedł o !7.
-Dzięki.- mam teraz co robić. Później będę zastanawiać się co robić z Tomem. Czas się uszykować. Usiadłam przed lustrem w swoim pokoju i zaczęłam nakładać makijaż. Pociągnęłam oczy kredką, podkręciłam brwi i pomalowałam usta czerwoną szminką. Z szafy wyciągnęłam białą bluzkę z napisem "I ♥ New York" i czerwone spodnie. Do tego wzięłam jeszcze czarne baleriny. W pełnym stroju i makijażu usiadłam na łóżku i czekałam.
Powinien się zjawić za jakieś 5 minut. Chwyciłam telefon i zaczęłam grać w węża, jednak odpuściłam po pierwszej przegranej.
4 minuty.
Uruchomiłam komputer i sprawdziłam, czy jest ktoś znajomy na GG. Nikogo. Wyłączyłam komputer.
3 minuty.
Wzięłam w ręce notatnik i machałam długopisem nad kartkę z myślą że coś wymyślę. Pustka. Odłożyłam notatnik.
2 minuty.
Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Oddycham głęboko. To zwykłe spotkanie, czym ja się przejmuję? Przyjdzie, przeprosi, wyjdzie i będzie po wszystkim.
1 minuta.
Otworzyłam oczy i wstałam. Zaczęłam chodzić po pokoju, ciągle wyglądając przez okno.
Już czas.
Zatrzymałam się i próbowałam wyszukać dźwięku kroków na chodniku. Cicho podeszłam do okna i wyglądałam czarnej czupryny.
Spóźnia się.
Spokojne, Julia. spokojnie. Jak się trochę spóźni, nic się nie stanie. Oparłam brodę na dłoniach i zapatrzyłam się w horyzont. Czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe i cięższe i cięższe.

Stałam w jakimś pomieszczeniu. Nie mam pojęcia w jakim, bo wszystkie kontury i kształty były zamazane. Do tego w rozpoznaniu miejsca przeszkadzała biel bijąca od ścian. Spojrzałam na swoje dłonie. Były wyraźnie i nie było na nich żadnego pierścienia, który mogłabym zdjąć. Czułam się jak Frodo, gdy zakładał pierścień. Dziwny wiatr szarpał moje ubrania na wszystkie strony. Nagle z bieli wyłoniła się ciemniejsza postać, jednak zamazana jak wszystko inne. Istota stanęła w odległości kilku kroków ode mnie, tak, że mogłam rozpoznać męską sylwetkę, nie widząc twarzy. Wydawało mi się, że biel trochę zbladła i mogłam rozpoznać kolor włosów. Blond. Nagle uświadomiłam sobie, że ta postać stała wtedy u mnie w pokoju.
-Tom.- szepnęłam. Wyciągnęłam rękę i zrobiłam krok w jego stronę.
-Stój!- krzyknął.- Nie podchodź. Nie możesz.
-Ale...
-Nie.- uciął.- Przepraszam. Niedługo wszystko zrozumiesz, ale jeszcze nie nadszedł ten czas.- Poczułam, że wiatr wieje teraz tylko z jednej strony. Od strony chłopaka, odpychając mnie. Próbowałam zrobić jeszcze jeden krok, ale straciłam równowagę. Wiatr ciągnął mnie teraz z sobą, a ja czułam, że poruszam się coraz szybciej i szybciej. Kiedy Tom został tylko małą plamką, usłyszałam jeszcze krzyk, który wydawał się dla mnie szeptem:
-Uważaj na pewną osobę z brązowymi oczami! Trzymaj się od niego z daleka!

Otworzyłam gwałtownie oczy i zachwiałam się na krześle, w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Uff, mało brakowało. Spojrzałam na zegarek. 17:48. Ładnie, przespałam prawie godzinę. Nagle coś sobie przypomniałam. Armin! Nie przyszedł. Obudziłby mnie przecież... Poczułam, jak łzy, jedna po drugiej, zaczynają wypływać z moich oczu. Zawiódł mnie już dzisiaj drugi raz. Zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżku, wtulając twarz w poduszkę. Jestem beznadziejna. Będę ryczeć z powodu jakiegoś głupka, który ma mnie gdzieś? Niedoczekanie jego. Mimo to nie potrafiłam się pozbierać. Telefon leżał obok mnie na łóżku, gdy usłyszałam ciche dźwięki piosenki...

Gdy ból obezwładnia
Kiedy boisz się być sam
Życie ucieka przez palce
Kiedy wszystko jest nie tak

Kiedy stoisz w miejscu
I nie ma dokąd iść
Przyjaciele
Tak naprawdę nie ma ich

W me senne noce, senne dni
Gdy milczy telefon, nikt nie puka do drzwi
W bezsenne noce, tylko Ty
Możesz zapukać do moich drzwi

Nie trać wiary, nie opadaj z sił
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty
By rozproszyć smutne dni
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty

Gdy z walizką marzeń
Na rozstaju będziesz dróg
Niech spalone słońce usta
Schłodzi brzmienie prostych słów

Gdy ból obezwładnia
Gdy boisz się być się sam
Życie ucieka 
Kiedy wszystko jest nie tak

W me senne noce, senne dni
Gdy milczy telefon, nikt nie puka do drzwi
W bezsenne noce, tylko Ty
Możesz zapukać do moich drzwi

Nie trać wiary, nie opadaj z sił
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty
By rozproszyć smutne dni
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty

Nie mam takiej piosenki. Słyszę ją pierwszy raz w życiu, ale zamiast przestraszyć się, uśmiecham się.
-Dziękuję Tom.- szepnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam policzki, aby usunąć czarne smugi po spływającym tuszu i ułożyłam włosy. Zerknęłam jeszcze w lustro i poszłam do pokoju Kentina. Zapukałam cicho w drzwi, jednak odpowiedziała mi tylko cisza. Weszłam do środka, jednak nikogo tam nie było, z wyjątkiem kota. Wzięłam Rudą na ręce i usiadłam oparta o ścianę. Kotka wpychała mi łepek pod rękę, prosząc o głaskanie. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i odebrałam go.
-Halo?
-Hej. Tu Roza. Mam dla ciebie świetną wiadomość!
-Tak? A jaką?
-Pamiętasz, jak mówiłaś, że chciałabyś być niezależną i pracować?
-Owszem pamiętam. Chciałam znaleźć sobie coś na popołudnia.
-Więc... Załatwiłam ci pracę!
-Naprawdę?! O Boże, dzięki Roza!
-Bogiem jeszcze nie jestem, ale kto wie.
-A gdzie miałabym pracować?
-W parku linowym, jako instruktor. Mój wujek jest właścicielem, więc nie było żadnych problemów. A teraz bądź mi wdzięczna.
-Rozalio, jestem ci wdzięczna do końca życia.
-I trzymam cię za słowo. Teraz muszę kończyć, bo jadę z Leo na weekend do jego rodziców i jeszcze się nie spakowałam!
-Dzisiaj jest środa.
-No właśnie! To moja pierwsza wizyta u nich, więc muszę zrobić dobre wrażenie.
-Pamiętaj, aby nie brać szpilek. Na wsi raczej ci się nie przydadzą.
-Eh, ja chyba nie dam rady! Mogłabyś mi pomóc jutro?
-Na jutro jestem już umówiona.
-Oh, szkoda. Chwila. Jesteś umówiona? Z kim? Znam go?
-Czy ja mówiłam, że to chłopak?
-Nie, ale poznałam po twoim głosie. No. Opowiadaj.
-Nazywa się Adam i mieszka w akademiku, w centrum. Poznaliśmy się dzisiaj w księgarni i umówiliśmy się jutro na lody.
-Przystojny?
-Nieziemsko przystojny.
-Czekaj, a ty przypadkiem nie kręcisz z Arminem?
-To już nie mogę kogoś poznać?! Nie jesteśmy razem, więc wcale nie muszę się ograniczać!
-Ej, ej. Coś ty taka nerwowa?
-To przez Armina. Palant. Jutro ci wszystko opowiem.
-Żyć bym ci nie dała, gdybyś mi nie opowiedziała! Pa!
-Do jutra.- rozłączyłam się i schowałam telefon. W tym czasie kotka zasnęła mi na kolanach. Wyglądała tak słodko, że nie miałam siły ją budzić. Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam powieki. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, wsłuchana w miarowe mruczenie Rudej. Tym razem bez dziwnych snów.

---------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :)
Oraz, że za długie czekanie udobruchałam Was (moim zdaniem) długim rozdziałem ;3 Oczywiście w długości jeszcze daleko mi do Agi, ale zawsze coś xd
Ej, zauważyliście że już blisko do 2 tysięcy wyświetleń? Sama nie wierzę, że aż tyle tutaj wchodzicie :D
W zakładce bohaterowie macie fotkę Adama, zapraszam do zapoznania się z nią i jeszcze raz zapraszam do zakładki "Przebudzenie".

I teraz zadbam o prawa autorskie:
Uwaga! Wszelkie możliwe podobieństwa do jakichkolwiek innych blogów są całkowicie przypadkowe! Więc do sądu mnie wysłać nie możecie xd

Dziękuję za uwagę i do następnego! :D

poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział IV Pierwszy dzień w szkole

Mam nadzieję, że nie odczułyście tak długiego okresu czasu i wybaczycie mi że ten rozdział będzie troszkę nudny. Nie chce od razu wprowadzać całej akcji, bo zbyt szybko stracę wenę do opowieści. Także podtrzymam Was jeszcze w niepewności odnoście Toma xD
Zapraszam więc na kolejny nudny jak flaki z olejem rozdział-zapychacz.
----------------------------------
Rano obudziłam się z jaśniejszym umysłem i z o wiele lepszym humorem. Podeszłam do szafy i zajrzałam do jej wnętrza.
-Hej Tom, jak myślisz w co mam się ubrać?- gadam z głosem, który nie istnieje. Nie sądziłam, że jest ze mną aż tak źle.
-Nie mam pojęcia. Sama coś wybierz.- odpowiedział. Już powoli zaczynam się przyzwyczajać do niego. Chyba potrzebuję psychologa. A najlepiej psychiatry.
-Skoro i tak będziesz wszędzie ze mną łaził, to mógłbyś się chociaż do czegoś przydać.
-Nie znam się na tych rzeczach.- bronił się Tom.
-Jasne, najlepiej tak powiedzieć. Po co się wysilać?- zrobiłam obrażoną minę i skrzyżowałam ręce na piersi.
-No nie dąsaj się już. Razem coś wymyślimy tylko zacznij od czegoś.- ha ha! Wiedziałam, że zmieni zdanie. Żaden chłopak nie wytrzyma długo focha kobiety. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i chwyciłam swoe lubione ciemne dżinsy.
-Może być?- zapytałam.
-Hm... Tak. Chyba tak. Załóż jeszcze białą bokserkę, czarną marynarkę i białe buty.- odparł po chwili zastanowienia.
-Nie będzie mi za gorąco w czarnym?- spojrzałam przez okno, które jest naprzeciwko mojego łóżka.- Słońce świeci.
-Nie. Zimno będzie. Zobaczysz, będziesz mi dziękować za tą informację.- powiedział z dumą w głosie.
-A ty niby skąd wiesz, że będzie zimno?
-Po prostu wiem.
-Twoje odpowiedzi są dość denerwujące, wiesz o tym, prawda?- spytałam z irytacją.
-Wiem.- odpowiedział jak gdyby nic.- Ale co ja poradzę, że nic nie mogę ci zdradzić, bo cały plan się rypnie.
-Chwila, o jakim planie mówisz?- podchwyciłam.
-Nic więcej ci nie powiem!- krzyknął i zamilkł.
-Tchórz!- krzyknęłam, rozglądając się po pokoju. Nagle uświadomiłam sobie jak musiałam wyglądać. Nikt z wyjątkiem mnie nie słyszy go, więc ktoś z boku pomyślałby że kłócę się z sobą lub z powietrzem. Uspokoiłam się i odezwałam się ponownie, prawie szeptem.
-Tom? Tom, błagam nie rób mi tego i powiedz coś. Obiecuję, że nie będę więcej pytać o żaden plan, czegokolwiek on dotyczy.
-Obiecujesz?- usłyszałam, tylko że tym razem głos dochodził z boku, a nie jak zawsze z tyłu. Nie odwróciłam głowy, bo wiem, że denerwowało to Toma, ale spojrzałam w tamtą stronę kątem oka. Prawie podskoczyłam, gdy ujrzałam sylwetkę jakiegoś chłopaka. Odwróciłam wtedy całą głowę, jednak nikogo już tam nie było. Jedyne co zdążyłam zauważyć to blond włosy.- Hej, Julia? Zbladłaś jakbyś zobaczyła ducha?- zaśmiał się Tom.
-Bo chyba właśnie zobaczyłam...
-Co? O czym ty mówisz?- głos wrócił na swoje stare miejsce, tuż za uchem.
-Usłyszałam twój głos z boku i zerknęłam tam... Zobaczyłam chyba... ciebie.
-Ale to niemożliwe!- krzyknął głos.
-Myślisz, że mi łatwo w to uwierzyć? Sprawy nadprzyrodzone zostawiam na chwilę na bok. Tom, zostać tu na chwilę, idę się przebrać, więc za żadne skarby za mną nie idź!- nie czekając na odpowiedź ruszyłam do pomieszczenia o którym wspomniałam. Ubrałam się, uczesałam oraz zrobiłam sobie lekki makijaż, w którym przeważała biel. Wróciłam do pokoju i zaczęłam pakować książki, rozpoczynając ponownie konwersację.
-Muszę chyba przeprosić za wczoraj. Może zrobię ulubioną jajecznicę Kena?... Kentina. Nie mogę się przyzwyczaić do tego imienia. Tom, jak myślisz? Dobry pomysł?- zapytałam, jednak odpowiedziała mi tylko cisza.- Tom? No błagam, nie mów, że teraz będziesz się na mnie gniewał.
-Nie gniewam się, tylko...
-Tylko co?- zapytałam i przerwałam wykonywaną czynność.
-Tylko że nie będziemy mogli więcej rozmawiać.
-Co?- zapytałam lekko przestraszona.
-Pewnie będę miał zmieniony głos, ale Liga ma obawy, że poznasz mnie po sposobie mówienia.
-Co?! O czym ty mówisz? Proszę, nie odchodź. Tom? Słuchasz mnie?- byłam tak przejęta tym, że odchodzi, że nawet nie zwróciłam uwagi na informację o "Lidze".- Jeżeli będziesz odpowiadał tylko tak, nie lub nie wiem, to nie będę miała jak poznać twojego stylu mówienia, prawda?
-W sumie tak. Ale na razie muszę zniknąć. Obiecuję, że jeszcze się spotkamy. Żegnaj.
-Skoro jeszcze się spotkamy to czemu mówisz żegnaj? Powiedz lepiej do zobaczenia, bo w tym zawarta jest obietnica przyszłego spotkania.- poczułam jak pojedyncza łza spływa mi po poliku. Nawet nie wiem, czemu tak się czuję.
-Tak więc do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- odpowiedziałam i znów poczułam tą dziwną pustkę, którą poczułam podczas jego pierwszego odejścia. Nie wiem już co mam myśleć...-Czy mogę prosić cię o jeszcze jedną rzecz?
-Zależy o jaką rzecz ci chodzi.
-Co to jest ta Liga?
-To stowarzyszenie półżywych, umarłych i istot boskich, które zajmuje się zachowaniem równowagi i spokoju w obu światach.
-Nic nie rozumiem...- odpowiedziałam zdezorientowana.
-Na to, to już nic nie poradzę. Znikam.- postałam jeszcze z 5 minut na środku pokoju. Po tym czasie ocknęłam się i ruszyłam do kuchni. Sięgnęłam do lodówki po jajka i boczek, a z szafki wyciągnęłam patelnię. Kiedy rozgrzewała się patelnia, a ja kończyłam kroić boczek na małe kawałki do kuchni wszedł Kentin.
-Mmm, a co to tak ładnie pachnie?- zapytał z rozmarzoną miną.
-Chciałam jakoś przeprosić za wczoraj.- uśmiechnęłam się nieco sztucznie, jednak Ketin nie zauważył tego.- Także postanowiłam zrobić jajecznicę. Mam nadzieje, że ciągle ją lubisz. A teraz nie stój tak, tylko wyciągaj talerze, szklanki, zaraz będziemy jeść.- Wbiłam na patelnię jajka, dodałam boczek i doprawiłam. Po jakiś 5 minutach siedzieliśmy naprzeciwko siebie i pałaszowaliśmy nasze porcję.
-Przypomnisz mi jak nazywa się nasza szkoła?- zapytał nagle Kentin.
-Słodki Amoris.
-Trochę dziwna nazwa dla szkoły.- zauważył. Wzruszyłam ramionami.
-Można się przyzwyczaić. Będziemy musieli iść do Nataniela, żebyś podpisał jeszcze jakieś papiery. Każdy uczeń, który przychodził do tej szkoły musiał przez to przejść.- Spojrzałam na zegarek. Była 7:45.- Dobra, musimy już wyjść, żeby zdążyć na czas. Gotowy na pierwszy dzień w szkole?
-Nie za bardzo.
Próg szkoły przekroczyliśmy równo o 7:56. Kentin rozejrzał się niepewnie.
-Dziwnie widzieć szkołę w której nie ma tak wielkiej dyscypliny...- odezwał się.- Więc, gdzie znajdę tego Nataniela?
-Prosto korytarzem, drugie drzwi na prawo. Pamiętaj, żeby najpierw zapukać strasznie się za to wkurza. Ale co zrobić to już taki typ.
-A ty ze mną nie idziesz?- zapytał lekko zdziwiony Kentin.
-Nie. Muszę jeszcze coś załatwić. Spotkamy się później.- Uśmiechnęłam się pocieszająco i popatrzyłam jak kieruje się w stronę, gdzie go nakierowałam. Dobra, teraz trzeba znaleźć bliźniaków. Odwróciłam się w stronę drzwi i... BUM! Upadłam na podłogę, uderzając się lekko w głowę. Chwyciłam się za tył głowy, gdy zobaczyłam wyciągniętą do mnie dłoń. Przejechałam spojrzeniem od dłoni, przez rękę i tułów aż do twarzy i pięknych niebieskich oczu.
-Prze... Przepraszam, nie zauważyłam cię. Zamyśliłam się.- wyjąkałam zawstydzona.
-Musisz przyznać, że często ci się to zdarza.- powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Armin.
-A za to ty musisz przyznać, że często zdarza ci się być wrednym.- odgryzłam się.
-Pomóc ci wstać czy nie? Ręka mi trochę drętwieje.
-Och, skoro już tak bardzo chcesz pomóc...- złapałam jego dłoń i podciągnęłam się z taką siłą, że czarnowłosy ledwie utrzymał się na nogach.- Ale nawet cieszę się, że cie widzę... Czy moglibyśmy gdzieś porozmawiać?
-Jas...- zaczął Armin, jednak przerwał mu dzwonek. Kiedy hałas ucichł, dokończył.- Jasne. Spotkajmy się na klatce schodowej po tej lekcji.
-Z wielką chęcią.- odpowiedziałam z uśmiechem i rozeszliśmy się w swoją stronę. Kiedy weszłam do sali okazało się, że Kentin będzie razem ze mną chodził do klasy. Usiadłam na swoim miejscu obok Violetty i w tym samym czasie do klasy wszedł nauczyciel. Nawet nie jestem pewna co to była za lekcja... Chyba matematyka, bo rysowali coś na tablicy. Cały czas siedziałam jak na szpilkach, czekając na upragniony dzwonek i spotkanie z Arminem. Kiedy w końcu zadzwonił w ekspresowym tempie spakowałam  się i poszłam na klatkę schodową. Usiadłam na schodach i rozglądałam się za czarnowłosym. Po 5 minutach zobaczyłam go na drugim końcu korytarza jak rozmawia z Irys. Odkąd dowiedziałam się, że też podoba jej się Armin moja sympatia do niej mocno spadła. Okropnie zła i smutna zaszyłam się w łazience i nie wychodziłam z niej aż do końca przerwy. Przez cały dzień unikałam Armina, straciłam jakąkolwiek chęć rozmowy z nim. Jak bardzo przydałby się teraz Tom...
-Hej, co się stało?- zapytała Viola na jednej z lekcji.
-Ni... Nic się nie stało.- odpowiedziałam wyrwana nagle z rozmyślań.
-Przecież widzę, że jest coś nie tak. Ale jak nie chcesz to nie mów. Mogę ci coś zaproponować?
-A co takiego?- zapytałam z niechęcią wypisaną na twarzy.
-Kup książkę. Kiedy wczujesz się w bohatera, przestaniesz zamartwiać się swoimi problemami. Mi to zawsze poprawia humor.- powiedziała Violetta z lekkim uśmiechem. Szybko napisała coś na kartce i podała mi ją.- To adres mojej ulubionej księgarni. Na pewno znajdziesz coś dla siebie.
-Dziękuję. Z pewnością zajrzę do niej jeszcze dziś.- wzięłam karteczkę i przeczytałam: "Ulica Majowa 33, pierwsze piętro". Uśmiechnęłam się. W końcu będę mogła zająć się czymś innym. Ze szkoły ulotniłam się bardzo szybko, nie czekając na brata. Na 90% byłam pewna, że jest z Alexym, a skoro tak, to i z Arminem, a tego z kolei miałam po dziurki w nosie. Wiem, może powinnam najpierw się dowiedzieć czemu nie przyszedł, ale taka już jestem, że przywiązuję ogromną wagę do obietnic. W domu rzuciłam torbę na łózko, zamknęłam drzwi i ruszyłam do księgarni, uprzednio chowając klucze w donicy, aby Kentin nie musiał sterczeć na zewnątrz. Księgarnia była starym mieszkaniem przerobionym na sklep. Półki i regały były poustawiane wszędzie, tak że było naprawdę mało miejsca aby przejść. Tuż przy drzwiach znajdowała się kasa, a za nią stała miła z wyglądu staruszka. Jak sądzę była to właścicielka. Wszędzie można było wyczuć wszechogarniający zapach książek, starych, jak i nowych. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę działu z książkami młodzieżowymi. Chodziłam dookoła półki szukając czegoś, co mi się spodoba. Nagle w oko wpadła mi książka „Numery”. Nie rozglądając się sięgnęłam po jedyny egzemplarz powieści. W tym samym czasie jakiś chłopak też chciał wziąć tą książę, w efekcie czego zderzyliśmy się dłońmi. Natychmiast zabrałam swoją zmieszana, a nieznajomy powtórzył mój ruch.
-Wybacz zagapiłem się. Też chciałaś tą książkę?- usłyszałam przepiękny głos.
-Tak.- odpowiedziałam.- Sądzisz, że warto ją przeczytać?- zagadnęłam go, chyba jedynie po to, aby dłużej posłuchać jego głosu.
-Mam taką nadzieję. Kolega mi ją polecił.
-Dwóch czytających chłopaków? Rzadko spotykane w naszych czasach.- Uśmiechnęłam się do niego i w końcu spojrzałam na jego twarz. Czarne krótkie włosy stały leciutko trzymając się na żelu, a brązowe oczy dokładnie studiowały moją twarz. Chłopak był ode mnie wyższy, więc musiałam unosić głowę. Na jego usta powędrował delikatny uśmiech. 
-To prawda, ale czasem warto być innym. Inność znaczy niepowtarzalność, a każdy chce zostawić po sobie coś niepowtarzalnego. Rozgadałem się, prawda?
-Tylko trochę.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Prawie bym zapomniał. Jestem Adam, a ty?- posłał mi uśmiech i wyciągnął rękę.
-Julia.- odparłam i pokazałam uśmiech numer 6. Uścisnęłam jego dłoń, a on pocałował mnie w wierzch ręki. 
-Miło mi poznać.- powiedział puszczając moją dłoń.
-Czytający książki dżentelmen. Gdzieś ty się chował przez całe moje życie?- zaśmiałam się.
-Po drugiej stronie ulicy.
-Co?- zapytałam zdezorientowana.
-Mieszkam naprzeciwko, w internacie.- odpowiedział z uśmiechem. Pięknie, pewnie wziął mnie za jakąś wariatkę.
-Ah.- uśmiechnęłam się głupkowato.- Ja mieszkam na przedmieściach.- Na chwilę zapadła stresująca cisza. Adam spojrzał na wyświetlacz telefonu i lekko się skrzywił.
-Było mi naprawdę miło poznać, Julio, jednak muszę już iść. Czy mógłbym prosić o jakiś kontakt z tobą, gdybyś chciała podyskutować o książkach?- zapytał.
-Oczywiście.- odpowiedziałam i wpisałam do jego telefonu swój numer.- Będę czekać.- powiedziałam, wzięłam książkę i ruszyłam do kasy, próbując się nie odwracać. Ciekawe co z tego wyniknie...


------------------

Chyba trochę przesadziłam z tą pierwszą rozmową. Jakoś strasznie długa mi wyszła, a szczególnie pożegnanie ;_;

Cóż nie mam w sumie nic więcej do dodania z wyjątkiem zaproszenia do nowej zakładki "Przebudzenie". To mój porzucony pomysł, ale może akurat się spodoba ;P

Bardzo proszę o KOMENTARZE!

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział III Tom

-O. Gołąbeczki wróciły.- zaśmiał się Kastiel.
-Siedź cicho. Nie mam najmniejszej ochoty na rozmowę z tobą.- odparłam. Oczywiście już zdążyłam zaczerwienieć.
-To po co mnie zapraszałaś?- zapytał z zawadziacką miną.
-Żebyś grał, a nie gadał.- Wręczyłam mu kija, a drugiego podałam Arminowi. Usiadłam na miejscu Kastiela przez co nie miał wyboru jak grać. Po 10 minutach chłopcy skończyli grę, a Kastiel spojrzał na mnie szczęśliwy.
-I co dostanę za wygraną?- spytał, przyglądając mi się od góry do dołu.
-Nic ty zboku.- nie wiem kto to powiedział, ale zachichotałam.
-Z czego się tak śmiejesz?- Kastiel przyglądał mi się zdziwiony.- Jeszcze nie zdążyłem powiedzieć nic śmiesznego ani wrednego.
-Śmieję się z komentarza twojej wypowiedzi. Przyznać się, kto to powiedział?- popatrzyłam na wszystkich, jednak oni wyglądali na tak samo zaskoczonych jak Kastiel.
-Julio...- odezwała się Rozalia.- Nikt się nie odezwał.
-Jak to? Przecież słyszałam.
-Może po prostu w głowie ułożyłaś sobie odpowiedź na jego odzywki i zaczęłaś się z tego śmiać.- Powiedział Lysander, ale jakby sam nie był przekonany do tego co mówi.
-Nie... A zresztą pewnie masz rację.- lepiej nie drążyć tego tematu. Nie mam zamiaru wyjść na wariatkę.
-Ej, co powiecie na mały koncert? Rozalia wygadała się że macie zespół.- odezwał się Kentin.
-Jasne, czemu nie. To lepsze od ciągłego siedzenia w jednym miejscu.- poparł go Kastiel.
-Ale nie mamy perkusji.- powiedział ze smutkiem Armin.
-Mamy. Stoi u mnie w pokoju i nie mam pojęcia skąd się tam wzięła.- Kentin wyglądał na bardzo zdecydowanego. Bardzo się zmienił.
-Więc chodźmy do twojego pokoju!- powiedziałam, wstając ze swojego miejsca. Tym razem poczekałam na resztę. Weszliśmy do pokoju Kentina, przestawiliśmy stojące tam jeszcze pudła i ustawiliśmy się.- To co śpiewamy?- zapytałam.
-Zaśpiewaj tą nową!- krzyknął Armin, sadowiąc się za perkusją. Popatrzyłam na Kastiela, który kiwnął głową i na Lysandra, który bez słowa, ale z uśmiechem zajął miejsce obok dziewczyn na łóżku.
-Okej. Czyli chyba postanowione.- uśmiechnęłam się nieśmiało.- Piosenka nosi nazwę Nowy Ty, nowa ja.

Rzucone po mieszkaniu sny
Przegrane gry, zasłoni się kurtyną
Sformatujemy serca i zaczniemy żyć
Jak gdyby czas nie płynął
Wysyłam Tobie zaproszenie

Nowy Ty, nowa ja
Wszystko zdarzy się jeszcze raz
Tak jak na początku
Niech zauroczenie trwa
Nowy Ty, nowa ja
Talia nowych kart, nowa gra
Tak jak na początku
Poznać się raz jeszcze
Nowa ja,ja, nowy Ty,Ty,
Nowa ja,ja, nowy Ty,Ty,

Bo jeśli miałeś w sobie moc
Niejeden most budować nad rozstaniem
Zachowaj nas i wymień tło
Powtórzmy to jak pierwsze spotykanie
Wciąż aktualne zaproszenie

Nowy Ty, nowa ja
Wszystko zdarzy się jeszcze raz
Tak jak na początku
Niech zauroczenie trwa
Nowy Ty, nowa ja
Talia nowych kart, nowa gra
Tak jak na początku
Poznać się raz jeszcze
Nowa ja,ja, nowy Ty,Ty,
Nowa ja,ja, nowy Ty,Ty,

Nowy Ty, nowa ja
Wszystko zdarzy się jeszcze raz
Tak jak na początku
Niech zauroczenie trwa
Nowy Ty, nowa ja
Talia nowych kart, nowa gra
Tak jak na początku
Poznać się raz jeszcze
Nowa ja!

Nowy Ty, nowa ja
Wszystko zdarzy się jeszcze raz
Tak jak na początku
Niech zauroczenie trwa
Nowy Ty, nowa ja
Talia nowych kart, nowa gra
Tak jak na początku
Poznać się raz jeszcze
Nowa ja,ja, nowy Ty,Ty,
Nowa ja,ja, nowy Ty,Ty...


Odsunęłam się od mikrofonu i ukłoniłam się. Podbiegł do mnie Kentin i uściskał.
-Nie wiedziałem że mam taką utalentowaną siostrę.- powiedział ze śmiechem.
-Byłaś genialna!- usłyszałam tuż za sobą. Odwróciłam się, jednak nikogo nie zobaczyłam. To zaczyna być już nieco denerwujące.
-Halo! Julia! Słuchasz mnie?- zapytała Irys stając w moim polu widzenia.
-Co? Ah, przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś?
-Mówiłam, że ja z dziewczynami będziemy się już zbierać, spotkamy się jutro w szkole.
-Zabiorę się razem z nimi.- oznajmił Lysander.- Kastiel chodź. Podwieziesz nas.- Wymieniony chłopak prychnął.
-A co nóg nie macie?
-Rusz się!- powiedziała z poważną miną Rozalia i zaczęła ciągnąć czerwonowłosego do drzwi. Zanim minęli próg Roza posłała mi i Kentinowi uśmiech.- Do jutra!
-Do jutra.- odpowiedziałam. To teraz zostali tylko bliźniacy. Dosłownie.
-To co robimy?- zapytał Alexy rozkładając się na łóżku.
-Ej złaź! To moje łóżko!- krzyknął zdenerwowany Kentin.
-A co mi zrobisz, jeśli tego nie zrobię?- Alexy posłał mu szeroki uśmiech.
-Hm...- Kentin chwycił za poduszkę i uderzył niebieskowłosego w twarz.- To!
-To bolało! Mogłeś uprzedzić, że zamierz mnie walnąć!
-Ale wtedy nie byłoby to tak zabawne.
-Więc według ciebie to było śmieszne? Pozwól, że teraz ja cię rozśmieszę.- Alexy chwycił poduszkę, którą miał pod głową i uderzył Kentina w brzuch. Ja z Arminem staliśmy obok śmiejąc się z ich bitwy na poduszki. Spojrzałam na Armina w ostatniej chwili aby uniknąć poduszki, którą we mnie rzucił. Posłałam mu mordercze spojrzenie nie przestając się uśmiechać.
-To oznacza wojnę.- Chwyciłam poduszkę, którą przed chwilą rzucił i zaczęłam go gonić po całym domu. Muszę powiedzieć, że umie szybko uciekać. Po chwili zniknął mi z oczu. Zatrzymałam się zdyszana i rozejrzałam się. Mógł wejść do sypialni, kuchni lub dalej korytarzem do salonu. Postanowiłam sprawdzić w tym ostatnim pomieszczeniu. Na oknach wisiały długie, staromodne zasłony do ziemi. Przypatrzyłam się uważnie miejscu, gdzie firany stykały się z podłogą. Są! Czubki butów! Podeszłam cichutko do miejsca, gdzie prawdopodobnie stał Armin. Ścisnęłam mocniej poduszkę i odsunęłam zasłonę.
-Co do...?- wyszeptałam, gdy nikogo nie zobaczyłam. Ja chyba zaczynam wariować. Usiadłam ciężko na kanapie, zamknęłam oczy i zaczęłam odliczać od 10 w dół.
-Nie jest z tobą jeszcze tak źle. Ktoś inny pewnie już by wyrywał sobie włosy z głowy.- znów szept, tuż obok mojego ucha. Otworzyłam oczy i odwróciłam się gwałtownie.- Eh. Mogłabyś się wreszcie nauczyć. Nie zobaczysz mnie! Uspokój się wreszcie.
-Ki... Kim jesteś?- zapytałam zlękniona.
-Oh, czyli jednak mnie słyszysz. Póki się nie odezwałaś, miałem wątpliwości. Ha, ha, Cyrus nigdy mi nie uwierzy.
-Zadałam ci pytanie. Kim jesteś?- zapytałam ponownie mocniejszym nieco głosem.
-Niedługo się dowiesz. W sumie to mam zakaz rozmowy z tobą. Miałem cię tylko obserwować.
-Ale dlaczego?- byłam coraz bardziej ciekawa, co powie mi ten głos. Nawet jeśli jest tylko moim wymysłem.
-Dowiesz się w swoim czasie.
-Czyli kiedy?
-Kiedy nadejdzie odpowiedni czas.-zawyłam ze zdenerwowania i zniecierpliwienia.
-Czemu nie powiesz mi dokładnie?
-Bo sam tego nie wiem! Jasne?
-A... Ale jak to nie wiesz?
-Normalnie.- głos wydawał się obrażony.
-Dobra, przepraszam. Tylko nie odchodź!
-To nie twoja wina.- odparł niechętnie głos.- To Cyrus nie chce mi nic powiedzieć.
-A swoje imię znasz, prawda?
-Znam.
-Mogę je poznać?
-Nie.
-Czemu?!
-Bo nie.- Gdyby mógł pewnie pokazałby mi język. On robi się coraz bardziej nieznośny.
-To jak mam się do ciebie zwracać. Bo na razie masz miano głosu, ale jak sądzę tylko głosem nie jesteś.
-Owszem nie jestem. Jeśli tak bardzo ci zależy to mów mi Tom.
-To twoje prawdziwe imię?
-Nie, ale zawsze mi się podobało.
-Dobra niech stracę... Tom.
-Julia? Z kim rozmawiasz?- do salonu wszedł Armin rozglądając się po pomieszczeniu.
-Z nikim. Czasem tak mam, że gadam sama ze sobą.- Rzuciłam w chłopaka poduszką, którą wciąż trzymałam w dłoniach. Wyszczerzyłam się do niego i powiedziałam:- Widzisz? I tak cię to nie ominęło, więc po co było uciekać?
-Żebym mógł popatrzeć jak przebierasz tymi krótkimi nogami.
-Ah, niech ja cię tylko złapię, to mnie popamiętasz!- rzuciłam się za nim w pogoń. Tym razem wyraźnie widziałam i słyszałam w którą stronę pobiegł. Pognałam za nim schodami na górę i skręciłam do mojego pokoju. Tym razem jestem pewna, że tam jest. Weszłam do środka, jednak nikogo nie zobaczyłam. Nagle ktoś złapał mnie w pasie od tyłu.
-AAAAAAAAAAAAA!- krzyknęłam przerażona i próbowałam uwolnić się z uścisku. Nagle do pokoju wbiegli Alexy i Kentin zapalając światło. Jak wielka była moja ulga, gdy zobaczyłam, że to tylko Armin, który teraz stał dwa metry ode mnie trzymając uniesione ręce.
-Nigdy. Więcej. Mnie. Tak. Nie. Strasz!- wyrzuciłam się, robiąc długie przerwy między wyrazami. Za dużo, za dużo, za dużo jak na jedną osobę.- Jutro Was przeproszę, a teraz wynocha! Chce być SAMA.- Wyraźnie zaakcentowałam ostatnie słowo. Kiedy chłopcy wyszli, padłam na łóżko. Zanim popłynęłam w objęcia Morfeusza, wyszeptałam jeszcze:
-Tom, to dotyczyło również ciebie. Wyjdź.
---------------------

I jak? Podobało się? Mam taką nadzieję. Jeśli są jakieś niejasności, proszę pisać w komentarzach, spróbuję je wyjaśnić :)
Cóż, a tak z innej beczki. Macie jakieś pomysły na imię do bierzmowania? Mam jakiś tydzień żeby wybrać, więc proszę o pomoc xd

środa, 19 marca 2014

Rozdział II Impreza

Stanęłam przed otwartą szafą i bezmyślnie wpatrywałam się w jej wnętrze. Zaczęłam zadawać sobie najtrudniejsze dla kobiety pytanie "W co ja mam się ubrać?!". Po jakiś 10 minutach zdecydowałam się na czarno-fioletową, koronkową sukienkę i klasyczne czarne szpilki.

Poszłam z tym wszystkim do łazienki, wzięłam szybki prysznic i zajęłam się fryzurą. Postanowiłam wyprostować włosy i zaczesać grzywkę na bok. Następnie ubrałam się i zeszłam do salonu, gdzie czekał już Kentin. Chłopak założył na siebie... dokładnie to samo co wcześniej.
-Mogłeś się chociaż jakoś ładnie ubrać.- powiedziałam.
-Ja przynajmniej nie odstawiłem się, jakbym szedł na jakiś bal.- odparł.
-Proszę, mógłbyś się przebrać?- zapytałam, z nutką nadziei w głosie. Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ usłyszałam pukanie.- Masz szczęście, ale następnym razem, nie wywiniesz się tak łatwo.- Kentin odpowiedział mi tylko szerokim uśmiechem i poszedł do kuchni. Ja skierowałam się do drzwi wejściowych, za którymi stały Roza, Kim, Violetta, Irys oraz Li.
-Hejka dziewczyny!- przywitałam się i wpuściłam je do środka.- A gdzie Charlotte?
-Nie mogła przyjść.- odpowiedziała Li.- Podpadła rodzicom i nie może wychodzić z domu.- Zaprowadziłam je do salonu, gdzie Kentin zdążył już wszystko naszykować i teraz siedział na fotelu.
-Dziewczyny, to jest mój brat, Kentin.- wskazałam na niego.- Kentin, to Kim, Irys, Li, Roza i Violetta.- powiedziałam, pokazując kolejno na przyjaciółki. Kiedy wszyscy już się poznali, zaczęła się walka o miejsce na kanapie. Udało mi się zająć miejsce, ale wtedy znów rozległo się pukanie. Zrezygnowana wstałam, a na moje miejsce od razu wskoczyła Irys. Za drzwiami stała gromada chłopaków szczerząca się na mój widok.
-Wchodźcie, zapraszam.- otworzyłam szerzej drzwi, żeby mogli wejść do środka. Poszli za mną do salonu, gdzie przedstawiłam ich Kentinowi. Po krótkim zapoznaniu, próbowaliśmy ulokować się tak, aby każdy mógł usiąść. Wyszło tak, że siedziałam na kolanach Armina.
-Więc byłeś w szkole wojskowej, tak?- jako pierwsza zagadnęła Rozalia.
-Dokładnie. Ojciec uznał że jestem za mało... męski.- odparł Kentin.
-I jak tam było?- zapytał z ciekawością w oczach Alexy.
-Ciężko. Ale jak widać przyniosło skutki. Ja miałem jeszcze gorzej od innych, jako że jestem synem generała.
-Wasz ojciec jest generałem? Cool!- zachwycił się Armin.
-Będziemy tu tak siedzieć i ględzić, czy w końcu ruszmy się do piwnicy?- przerwał wypytywanie Kentina Kastiel.
-Po co mamy iść do piwnicy?- spytał ze zdziwieniem zielonooki.
-Oh. Zapomniałam ci o tym powiedzieć.- wtrąciłam się.- Kiedy cie nie było razem z mamą przerobiłyśmy piwnicę na domowy klub. No wiesz z bilardem, ping-pongiem i takie tam.
-Oczywiście my też trochę pomagaliśmy.- powiedział z uśmiechem Alexy.
-Tak bardzo.- przewróciłam oczami, ale także się uśmiechnęłam.- Na urodziny kupiliście mi lotki, bo ciągle narzekaliście, że nie macie czym grać.
-Nie rozumiem, o co ci chodzi. Przecież byłaś zadowolona z prezentu!
-Ale nie po to kilka razy pokazywałam ci tą samą sukienkę, abyś mi jej nie kupował!
-Oj. To o to ci wtedy chodziło.
-Wy chłopaki jesteście tacy niedomyślni.- strzeliłam pięknego facepalm'a w stylu Nataniela. Na szczęście nie było go dzisiaj i nie mógł zobaczyć, że go naśladuję.
-To idziemy czy nie?- zapytał zniecierpliwiony już Kastiel.
-Idziemy!- zdecydowałam i jako pierwsza podniosłam się. Nie czekając na nikogo ruszyłam na dół. Schodząc po schodach pomału ukazywał mi się średniej wielkości pomieszczenie. Na środku stał wielki stół bilardowy. Po prawej znajdowała się kanapa i stół, a po lewej lotki, blat do ping-ponga i dodatkowe krzesła. Po chwili usłyszałam za sobą szepnięcie.
-Wow. Tu jest extra.- Uśmiechnęłam się i odwróciłam.
-Witam w moim małym królestwie.- Wyciągnęłam ręce i zakręciłam się. Nagle wpadł mi do głowy świetny pomysł. Spojrzałam na moich gości, którzy sadowili się na kanapie. Klasnęłam w dłonie aby zwrócić ich uwagę.- Hej. Co powiecie na grę bliźniak kontra bliźniak?
-Mi tam obojętnie.- powiedział Armin wzruszając ramionami, zauważyłam jednak błysk w jego oku.
-Najpierw gra Alexy z Kentinem, a później ja z tobą.- postanowiłam.
-A co będzie miał zwycięzca?- zapytał błękitnooki.
-A co proponujesz?- chłopak złapał się podbródek i po chwili uśmiechnął szatańsko.
-Jeśli wygram... przez miesiąc nie będziesz mogła grać w bilarda.
-A jeśli ja wygram przez miesiąc nie będziesz mógł na niczym grać. Żadnej konsoli, PSP czy co tam jeszcze masz.- pobladł nieco, więc tym razem to ja się wyszczerzyłam.- Przyjmujesz wyzwanie?
-Oczywiście. Gram dużo lepiej od ciebie.
-Chyba w snach.
-A skąd wiesz co mi się śni? Siedzisz mi w głowie, czy co?- Armin zaczął potrząsać głową, jakby chciał z niej coś wyrzucić. Wszyscy śmialiśmy się aż do łez.
-Dobra, starczy tego. Alexy, Kentin gracie. Ja idę zrobić drinki.- Podchwyciłam spojrzenie Rozy, która wyglądała jakby chciała mnie zabić wzrokiem. Westchnęłam i dodałam.- Bezalkoholowe.
Wyszłam z podziemia i ruszyłam w stronę kuchni.
-To ona?- usłyszałam szeptem wypowiadane słowa. Odwróciłam się szybko, jednak nikogo tam nie było. Pewnie się przesłyszałam. Zignorowałam to i weszłam do pomieszczenia do którego zmierzałam od początku. Wyciągnęłam z szafek szklanki i syropy. Wlałam do kubków sprite'a i zaczęłam eksperymentować z różnymi smakami. Skończyło się na tym, że każdy był innego koloru. Były białe, czerwone, zielone, niebieskie, brązowawe i żółte. Położyłam wszystko na tacy i kiedy chciałam ją podnieść, znów usłyszałam ten sam szept, jakby ktoś stał tuż za mną.
-Jak sądzisz, ile spotkać potrzeba?
-Z twoją urodą? Trzy. Ja bym się uwinął przy pierwszym, ale nie ja tu decyduję.- odparł mu inny głos obok mojego drugiego ucha.
-Sądzisz, że się nadaje?- spytał ten pierwszy.
-Została wybrana. Jak już ci wspominałem, moje zdanie nikogo nie obchodzi.- Drugi głos był nieco rozdrażniony.
-Uważasz, że nas słyszy? Długo stoi w bezruchu.
-To niemożliwe, przestać wygadywać takie bzdury. Przypatrz się, zapamiętaj, siedź tu ile chcesz, ja mam tego dość.- Chwila ciszy. Kiedy chciałam już odejść, znów usłyszałam szept cichszy od poprzednich, który przyprawił mnie o dreszcz.
-Już niedługo Julio, czeka cię największa przygoda życia.- pustka. Nagle poczułam się pusta, jakby ktoś wyrwał mi serce. Jakby brakowało czegoś ważnego. Nie zwariowałam jeszcze, prawda? Prawda? Odetchnęłam kilka razy i odwróciłam się.
-Hej, wszystko w porządku?- zapytał Armin. Wystraszona jego niespodziewaną obecnością krzyknęłam i upuściłam tacę, a szklanki rozbiły się z hukiem.
-Nigdy więcej mnie tak nie strasz!- ofuknęłam go i pchnięciem wyrzuciłam go z kuchni. Spróbowałam uspokoić myśli, serce, oddech, całą siebie. Zamknęłam oczy i policzyłam do 10, trochę pomogło, więc wzięłam się za sprzątanie.
-Przepraszam Julio.- odwróciłam się do stojącego ze spuszczoną głową Armina.- Nie chciałem cię przecież wystraszyć.
-A te szepty, to niby co miało być?- zapytałam wściekła, a chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Jakie szepty? O czym ty mówisz?
-Nieważne. Może być mi pomógł zamiast tak stać i się gapić.
-Oczywiście.- Natychmiast zabrał miotłę i wysprzątał całą kuchnię ze wszelkich odłamków szkła.
-Wiesz co? Odechciało mi się grania. Wygrałeś walkowerem.- powiedziałam zrezygnowana.
-E, to nie wygrana. Jeszcze kiedyś się zmierzymy.
-Kiedyś? Czyli na przykład kiedy?- czarnowłosy spojrzał na mnie i wyszczerzył się.
-Na przykład jutro.
-A kto powiedział że wtedy będę miała humor i chęć do gry?
-Ty. Przed chwilą.- mimowolnie uśmiechnęłam się.
-Starczy tych pogaduszek, wracaj do sprzątania.
-A czemu ty nic nie robisz?
-Po pierwsze to TY mnie wystraszyłeś i to twoja wina, że mam teraz lepką całą podłogę w kuchni. Po drugie mam tylko jedną miotłę, a po trzecie robię coś. koordynuję twoje ruchy.- odpowiedziałam po chwili namysłu. Kiedy wracaliśmy już do piwnicy, nagle sobie o czymś przypomniałam. Skoro Armin powiedział, że te szepty to nie jego sprawka, to kogo?

----------------------------------
Jejciu *-* Wreszcie coś napisałam,więc mam gdzieś czy jest dobre czy słabe xd
W każdym razie z góry dziękuję wszystkim tym, którym tak długo chciało się czekać na ten rozdział ;3
Ale jak widzę, że wy piszecie takie długie rozdziały to ja czasem załamki dostaję ;c

I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa... Chodzi o nasz ZLOT! Coś czuję, że trudno nam będzie ustalić dzień i godzinę, więc podaję swoją propozycję. Piątek godz.15:00. Wszelkie zastrzeżenia proszę pisać w komentarzach lub na wspólnym chacie ;P

Proszę o SZCZERE komentarze.
Dziękuję za uwagę.