poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział V Źli i dobrzy

Hej ludziska! Z ankiety wynika, że 4 osoby czytają, a niestety tylko dwie komentują. Teraz mogą komentować także ci z anonima. Naprawdę, wystarczy tylko jedno słowo, nawet nie wiecie, jak bardzo to dodaje weny i chęci do pisania :)
------------------------------------

-Gdzie byłaś?- zapytał Kentin podczas obiadu. Wiedziałam, że nie wytrzyma i w końcu zada to pytanie. Kiedy wróciłam do domu, siedział w salonie przed telewizorem, ale wyraźnie pogrążony w swoich myślach. Po jakieś minucie zauważył moją obecność i bez słowa ruszył do kuchni podgrzać makaron, który zrobił wcześniej i całkowicie już ostygł.- Czekałem.
-Wiem. Przepraszam. Powinnam cię uprzedzić...- powiedziałam wpatrując się w blat.
-Więc gdzie byłaś?- zapytał ponownie.
-W księgarni...
-To tam tak się spieszyłaś?- zdziwił się Kentin.- Normalnie nie poznaję cię.
-Ty się zmieniłeś i ja się zmieniłam. Trochę czasu przecież minęło.- odpowiedziałam, powoli przeżuwając makaron. Kentin walczył ze sobą wewnętrznie, aż w końcu wypalił:
-Armin cię szukał.- spojrzałam na niego zaskoczona i szczęśliwa, jednak szybko przybrałam zwyczajną minę i powiedziałam obojętnym głosem:
-Tak? A co chciał?
-Podobno mieliście pogadać.- powiedział.
-Podobno.
-Bardzo nalegał.
-I?
-Wyglądał, jakby naprawdę mu zależało.
-Gdyby mu zależało, to by przyszedł na umówione spotkanie.
-Czyli jednak byliście umówieni.
-Byliśmy, ale co z tego?- Podniosłam się z miejsca i zaniosłam naczynia do zlewu. Oparłam się o krawędź blatu i zamknęłam oczy.
-Powiedziałem, żeby przyszedł dzisiaj do nas do domu.- odwróciłam się do niego zdenerwowana.
-Czy ktoś kazał ci się wtrącać w nie swoje sprawy?- krzyknęłam.- Jesteś tu niecały dzień, a rządzisz się jakbyś był tu jakiś miesiąc! Nie masz o niczym pojęcia, jasne?!- oddychałam ciężko wpatrzona w zielone oczy chłopaka. Kentin wstał powoli, w takim samym tempie podszedł do mnie i delikatnie mnie przytulił. Nagle poczułam, że to właśnie to, czego mi było trzeba. Wtuliłam się w niego i poczułam płynące po moich policzkach łzy.
-Może jestem tu tylko jeden dzień, ale jestem dobrym obserwatorem.- odezwał się po chwili milczenia, uważnie dobierając słowa.- Widziałem cię wtedy na korytarzu, jak podekscytowana czekałaś na kogoś i jak posmutniałaś zobaczywszy kogoś, spojrzałem więc w tamtą stronę i ujrzałem Armina rozmawiającego z Irys. Kiedy znów spojrzałem na miejsce, gdzie siedziałaś, ciebie już nie było. Przypomniałem sobie jeszcze naszą wczorajszą rozmowę i połączyłem elementy układanki... Szkoda tylko, że tak szybko oceniłaś tego chłopaka.
-Czemu?- zapytałam, trochę już uspokojona.
-Jakąś minutę po twoim zniknięciu Armin oddalił się od... Irys? Dobrze zapamiętałem imię? No nieważne. W każdym razie ruszył w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą siedziałaś. Rozglądał się, nawet pytał ludzi, czy cię nie widzieli. Podszedł też do mnie pytał się, gdzie mogę cię znaleźć.
-Na-naprawdę?- spytałam z niedowierzaniem. Zależy mu na mnie?
-Oczywiście.- odparł i umilkł na chwilę.- Przyjmiesz go?
-Nie wiem... Muszę się jeszcze nad tym zastanowić. Musi wiedzieć, że trzeba o mnie trochę zawalczyć.- powiedziałam, uśmiechając się lekko.
-Tylko nie przesadź, dobra?
-Dobra.- odpowiedziałam i w końcu odsunęłam się od niego. Grzbietem dłoni wytarłam twarz, ale jeszcze bardziej rozmazałam makijaż. Wyglądam teraz pewnie jak potwór. Zajęliśmy się zmywaniem naczyń, kiedy ktoś do mnie zadzwonił. Wytarłam ręce i oddaliłam się do salonu. Nieznany numer. Odebrałam.
-Halo?
-Witaj, poznaliśmy się dzisiaj w księgarni...
-Kto mówi?
-Adam.
-A, tak pamiętam. Coś się stało?
-Obiecałem, że zadzwonię, więc to robię. Co powiesz na lody? Ja stawiam.
-Z wielką chęcią, ale jestem dzisiaj zajęta...
-Jutro o 17?
-Jasne. Spotkajmy się przy księgarni.
-Oczywiście. Do zobaczenia.
-Pa. Do jutra.- rozłączyłam się i przycisnęłam telefon do piersi. Co ja robię? Ja nawet go nie znam! Może odwołam to spotkanie? Co ja mam robić?
-Nic nie odwołuj.- usłyszałam tuż obok siebie. Ten głos...
-Tom!- krzyknęłam uradowana.- Gdybym cię zobaczyła to z chęcią bym cię przytuliła, a później uderzyła za zostawienie mnie na cały dzień! Nawet nie wiesz, jak bardzo cię potrzebowałam...
-Wiem.- uciął mój wywód.
-Wiesz?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Wiem. Ciągle słyszę twoje myśli i choć zakazano mi z tobą rozmawiać, musiałem się odezwać.
-Chwila... Jak to słyszysz moje myśli?
-Telepatia.- odparł znudzony.
-Chyba nie rozumiem...
-Już niedługo wszystko zrozumiesz.- I znowu poczułam tą dziwną pustkę. Odszedł.
-Kentin!- krzyknęłam, tak aby mnie usłyszał.
-Tak?-odkrzyknął.
-O której przychodzi Armin?
-Powiedziałem, aby przyszedł o !7.
-Dzięki.- mam teraz co robić. Później będę zastanawiać się co robić z Tomem. Czas się uszykować. Usiadłam przed lustrem w swoim pokoju i zaczęłam nakładać makijaż. Pociągnęłam oczy kredką, podkręciłam brwi i pomalowałam usta czerwoną szminką. Z szafy wyciągnęłam białą bluzkę z napisem "I ♥ New York" i czerwone spodnie. Do tego wzięłam jeszcze czarne baleriny. W pełnym stroju i makijażu usiadłam na łóżku i czekałam.
Powinien się zjawić za jakieś 5 minut. Chwyciłam telefon i zaczęłam grać w węża, jednak odpuściłam po pierwszej przegranej.
4 minuty.
Uruchomiłam komputer i sprawdziłam, czy jest ktoś znajomy na GG. Nikogo. Wyłączyłam komputer.
3 minuty.
Wzięłam w ręce notatnik i machałam długopisem nad kartkę z myślą że coś wymyślę. Pustka. Odłożyłam notatnik.
2 minuty.
Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Oddycham głęboko. To zwykłe spotkanie, czym ja się przejmuję? Przyjdzie, przeprosi, wyjdzie i będzie po wszystkim.
1 minuta.
Otworzyłam oczy i wstałam. Zaczęłam chodzić po pokoju, ciągle wyglądając przez okno.
Już czas.
Zatrzymałam się i próbowałam wyszukać dźwięku kroków na chodniku. Cicho podeszłam do okna i wyglądałam czarnej czupryny.
Spóźnia się.
Spokojne, Julia. spokojnie. Jak się trochę spóźni, nic się nie stanie. Oparłam brodę na dłoniach i zapatrzyłam się w horyzont. Czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe i cięższe i cięższe.

Stałam w jakimś pomieszczeniu. Nie mam pojęcia w jakim, bo wszystkie kontury i kształty były zamazane. Do tego w rozpoznaniu miejsca przeszkadzała biel bijąca od ścian. Spojrzałam na swoje dłonie. Były wyraźnie i nie było na nich żadnego pierścienia, który mogłabym zdjąć. Czułam się jak Frodo, gdy zakładał pierścień. Dziwny wiatr szarpał moje ubrania na wszystkie strony. Nagle z bieli wyłoniła się ciemniejsza postać, jednak zamazana jak wszystko inne. Istota stanęła w odległości kilku kroków ode mnie, tak, że mogłam rozpoznać męską sylwetkę, nie widząc twarzy. Wydawało mi się, że biel trochę zbladła i mogłam rozpoznać kolor włosów. Blond. Nagle uświadomiłam sobie, że ta postać stała wtedy u mnie w pokoju.
-Tom.- szepnęłam. Wyciągnęłam rękę i zrobiłam krok w jego stronę.
-Stój!- krzyknął.- Nie podchodź. Nie możesz.
-Ale...
-Nie.- uciął.- Przepraszam. Niedługo wszystko zrozumiesz, ale jeszcze nie nadszedł ten czas.- Poczułam, że wiatr wieje teraz tylko z jednej strony. Od strony chłopaka, odpychając mnie. Próbowałam zrobić jeszcze jeden krok, ale straciłam równowagę. Wiatr ciągnął mnie teraz z sobą, a ja czułam, że poruszam się coraz szybciej i szybciej. Kiedy Tom został tylko małą plamką, usłyszałam jeszcze krzyk, który wydawał się dla mnie szeptem:
-Uważaj na pewną osobę z brązowymi oczami! Trzymaj się od niego z daleka!

Otworzyłam gwałtownie oczy i zachwiałam się na krześle, w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Uff, mało brakowało. Spojrzałam na zegarek. 17:48. Ładnie, przespałam prawie godzinę. Nagle coś sobie przypomniałam. Armin! Nie przyszedł. Obudziłby mnie przecież... Poczułam, jak łzy, jedna po drugiej, zaczynają wypływać z moich oczu. Zawiódł mnie już dzisiaj drugi raz. Zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżku, wtulając twarz w poduszkę. Jestem beznadziejna. Będę ryczeć z powodu jakiegoś głupka, który ma mnie gdzieś? Niedoczekanie jego. Mimo to nie potrafiłam się pozbierać. Telefon leżał obok mnie na łóżku, gdy usłyszałam ciche dźwięki piosenki...

Gdy ból obezwładnia
Kiedy boisz się być sam
Życie ucieka przez palce
Kiedy wszystko jest nie tak

Kiedy stoisz w miejscu
I nie ma dokąd iść
Przyjaciele
Tak naprawdę nie ma ich

W me senne noce, senne dni
Gdy milczy telefon, nikt nie puka do drzwi
W bezsenne noce, tylko Ty
Możesz zapukać do moich drzwi

Nie trać wiary, nie opadaj z sił
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty
By rozproszyć smutne dni
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty

Gdy z walizką marzeń
Na rozstaju będziesz dróg
Niech spalone słońce usta
Schłodzi brzmienie prostych słów

Gdy ból obezwładnia
Gdy boisz się być się sam
Życie ucieka 
Kiedy wszystko jest nie tak

W me senne noce, senne dni
Gdy milczy telefon, nikt nie puka do drzwi
W bezsenne noce, tylko Ty
Możesz zapukać do moich drzwi

Nie trać wiary, nie opadaj z sił
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty
By rozproszyć smutne dni
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty

Nie mam takiej piosenki. Słyszę ją pierwszy raz w życiu, ale zamiast przestraszyć się, uśmiecham się.
-Dziękuję Tom.- szepnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam policzki, aby usunąć czarne smugi po spływającym tuszu i ułożyłam włosy. Zerknęłam jeszcze w lustro i poszłam do pokoju Kentina. Zapukałam cicho w drzwi, jednak odpowiedziała mi tylko cisza. Weszłam do środka, jednak nikogo tam nie było, z wyjątkiem kota. Wzięłam Rudą na ręce i usiadłam oparta o ścianę. Kotka wpychała mi łepek pod rękę, prosząc o głaskanie. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i odebrałam go.
-Halo?
-Hej. Tu Roza. Mam dla ciebie świetną wiadomość!
-Tak? A jaką?
-Pamiętasz, jak mówiłaś, że chciałabyś być niezależną i pracować?
-Owszem pamiętam. Chciałam znaleźć sobie coś na popołudnia.
-Więc... Załatwiłam ci pracę!
-Naprawdę?! O Boże, dzięki Roza!
-Bogiem jeszcze nie jestem, ale kto wie.
-A gdzie miałabym pracować?
-W parku linowym, jako instruktor. Mój wujek jest właścicielem, więc nie było żadnych problemów. A teraz bądź mi wdzięczna.
-Rozalio, jestem ci wdzięczna do końca życia.
-I trzymam cię za słowo. Teraz muszę kończyć, bo jadę z Leo na weekend do jego rodziców i jeszcze się nie spakowałam!
-Dzisiaj jest środa.
-No właśnie! To moja pierwsza wizyta u nich, więc muszę zrobić dobre wrażenie.
-Pamiętaj, aby nie brać szpilek. Na wsi raczej ci się nie przydadzą.
-Eh, ja chyba nie dam rady! Mogłabyś mi pomóc jutro?
-Na jutro jestem już umówiona.
-Oh, szkoda. Chwila. Jesteś umówiona? Z kim? Znam go?
-Czy ja mówiłam, że to chłopak?
-Nie, ale poznałam po twoim głosie. No. Opowiadaj.
-Nazywa się Adam i mieszka w akademiku, w centrum. Poznaliśmy się dzisiaj w księgarni i umówiliśmy się jutro na lody.
-Przystojny?
-Nieziemsko przystojny.
-Czekaj, a ty przypadkiem nie kręcisz z Arminem?
-To już nie mogę kogoś poznać?! Nie jesteśmy razem, więc wcale nie muszę się ograniczać!
-Ej, ej. Coś ty taka nerwowa?
-To przez Armina. Palant. Jutro ci wszystko opowiem.
-Żyć bym ci nie dała, gdybyś mi nie opowiedziała! Pa!
-Do jutra.- rozłączyłam się i schowałam telefon. W tym czasie kotka zasnęła mi na kolanach. Wyglądała tak słodko, że nie miałam siły ją budzić. Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam powieki. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, wsłuchana w miarowe mruczenie Rudej. Tym razem bez dziwnych snów.

---------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :)
Oraz, że za długie czekanie udobruchałam Was (moim zdaniem) długim rozdziałem ;3 Oczywiście w długości jeszcze daleko mi do Agi, ale zawsze coś xd
Ej, zauważyliście że już blisko do 2 tysięcy wyświetleń? Sama nie wierzę, że aż tyle tutaj wchodzicie :D
W zakładce bohaterowie macie fotkę Adama, zapraszam do zapoznania się z nią i jeszcze raz zapraszam do zakładki "Przebudzenie".

I teraz zadbam o prawa autorskie:
Uwaga! Wszelkie możliwe podobieństwa do jakichkolwiek innych blogów są całkowicie przypadkowe! Więc do sądu mnie wysłać nie możecie xd

Dziękuję za uwagę i do następnego! :D

poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział IV Pierwszy dzień w szkole

Mam nadzieję, że nie odczułyście tak długiego okresu czasu i wybaczycie mi że ten rozdział będzie troszkę nudny. Nie chce od razu wprowadzać całej akcji, bo zbyt szybko stracę wenę do opowieści. Także podtrzymam Was jeszcze w niepewności odnoście Toma xD
Zapraszam więc na kolejny nudny jak flaki z olejem rozdział-zapychacz.
----------------------------------
Rano obudziłam się z jaśniejszym umysłem i z o wiele lepszym humorem. Podeszłam do szafy i zajrzałam do jej wnętrza.
-Hej Tom, jak myślisz w co mam się ubrać?- gadam z głosem, który nie istnieje. Nie sądziłam, że jest ze mną aż tak źle.
-Nie mam pojęcia. Sama coś wybierz.- odpowiedział. Już powoli zaczynam się przyzwyczajać do niego. Chyba potrzebuję psychologa. A najlepiej psychiatry.
-Skoro i tak będziesz wszędzie ze mną łaził, to mógłbyś się chociaż do czegoś przydać.
-Nie znam się na tych rzeczach.- bronił się Tom.
-Jasne, najlepiej tak powiedzieć. Po co się wysilać?- zrobiłam obrażoną minę i skrzyżowałam ręce na piersi.
-No nie dąsaj się już. Razem coś wymyślimy tylko zacznij od czegoś.- ha ha! Wiedziałam, że zmieni zdanie. Żaden chłopak nie wytrzyma długo focha kobiety. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i chwyciłam swoe lubione ciemne dżinsy.
-Może być?- zapytałam.
-Hm... Tak. Chyba tak. Załóż jeszcze białą bokserkę, czarną marynarkę i białe buty.- odparł po chwili zastanowienia.
-Nie będzie mi za gorąco w czarnym?- spojrzałam przez okno, które jest naprzeciwko mojego łóżka.- Słońce świeci.
-Nie. Zimno będzie. Zobaczysz, będziesz mi dziękować za tą informację.- powiedział z dumą w głosie.
-A ty niby skąd wiesz, że będzie zimno?
-Po prostu wiem.
-Twoje odpowiedzi są dość denerwujące, wiesz o tym, prawda?- spytałam z irytacją.
-Wiem.- odpowiedział jak gdyby nic.- Ale co ja poradzę, że nic nie mogę ci zdradzić, bo cały plan się rypnie.
-Chwila, o jakim planie mówisz?- podchwyciłam.
-Nic więcej ci nie powiem!- krzyknął i zamilkł.
-Tchórz!- krzyknęłam, rozglądając się po pokoju. Nagle uświadomiłam sobie jak musiałam wyglądać. Nikt z wyjątkiem mnie nie słyszy go, więc ktoś z boku pomyślałby że kłócę się z sobą lub z powietrzem. Uspokoiłam się i odezwałam się ponownie, prawie szeptem.
-Tom? Tom, błagam nie rób mi tego i powiedz coś. Obiecuję, że nie będę więcej pytać o żaden plan, czegokolwiek on dotyczy.
-Obiecujesz?- usłyszałam, tylko że tym razem głos dochodził z boku, a nie jak zawsze z tyłu. Nie odwróciłam głowy, bo wiem, że denerwowało to Toma, ale spojrzałam w tamtą stronę kątem oka. Prawie podskoczyłam, gdy ujrzałam sylwetkę jakiegoś chłopaka. Odwróciłam wtedy całą głowę, jednak nikogo już tam nie było. Jedyne co zdążyłam zauważyć to blond włosy.- Hej, Julia? Zbladłaś jakbyś zobaczyła ducha?- zaśmiał się Tom.
-Bo chyba właśnie zobaczyłam...
-Co? O czym ty mówisz?- głos wrócił na swoje stare miejsce, tuż za uchem.
-Usłyszałam twój głos z boku i zerknęłam tam... Zobaczyłam chyba... ciebie.
-Ale to niemożliwe!- krzyknął głos.
-Myślisz, że mi łatwo w to uwierzyć? Sprawy nadprzyrodzone zostawiam na chwilę na bok. Tom, zostać tu na chwilę, idę się przebrać, więc za żadne skarby za mną nie idź!- nie czekając na odpowiedź ruszyłam do pomieszczenia o którym wspomniałam. Ubrałam się, uczesałam oraz zrobiłam sobie lekki makijaż, w którym przeważała biel. Wróciłam do pokoju i zaczęłam pakować książki, rozpoczynając ponownie konwersację.
-Muszę chyba przeprosić za wczoraj. Może zrobię ulubioną jajecznicę Kena?... Kentina. Nie mogę się przyzwyczaić do tego imienia. Tom, jak myślisz? Dobry pomysł?- zapytałam, jednak odpowiedziała mi tylko cisza.- Tom? No błagam, nie mów, że teraz będziesz się na mnie gniewał.
-Nie gniewam się, tylko...
-Tylko co?- zapytałam i przerwałam wykonywaną czynność.
-Tylko że nie będziemy mogli więcej rozmawiać.
-Co?- zapytałam lekko przestraszona.
-Pewnie będę miał zmieniony głos, ale Liga ma obawy, że poznasz mnie po sposobie mówienia.
-Co?! O czym ty mówisz? Proszę, nie odchodź. Tom? Słuchasz mnie?- byłam tak przejęta tym, że odchodzi, że nawet nie zwróciłam uwagi na informację o "Lidze".- Jeżeli będziesz odpowiadał tylko tak, nie lub nie wiem, to nie będę miała jak poznać twojego stylu mówienia, prawda?
-W sumie tak. Ale na razie muszę zniknąć. Obiecuję, że jeszcze się spotkamy. Żegnaj.
-Skoro jeszcze się spotkamy to czemu mówisz żegnaj? Powiedz lepiej do zobaczenia, bo w tym zawarta jest obietnica przyszłego spotkania.- poczułam jak pojedyncza łza spływa mi po poliku. Nawet nie wiem, czemu tak się czuję.
-Tak więc do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- odpowiedziałam i znów poczułam tą dziwną pustkę, którą poczułam podczas jego pierwszego odejścia. Nie wiem już co mam myśleć...-Czy mogę prosić cię o jeszcze jedną rzecz?
-Zależy o jaką rzecz ci chodzi.
-Co to jest ta Liga?
-To stowarzyszenie półżywych, umarłych i istot boskich, które zajmuje się zachowaniem równowagi i spokoju w obu światach.
-Nic nie rozumiem...- odpowiedziałam zdezorientowana.
-Na to, to już nic nie poradzę. Znikam.- postałam jeszcze z 5 minut na środku pokoju. Po tym czasie ocknęłam się i ruszyłam do kuchni. Sięgnęłam do lodówki po jajka i boczek, a z szafki wyciągnęłam patelnię. Kiedy rozgrzewała się patelnia, a ja kończyłam kroić boczek na małe kawałki do kuchni wszedł Kentin.
-Mmm, a co to tak ładnie pachnie?- zapytał z rozmarzoną miną.
-Chciałam jakoś przeprosić za wczoraj.- uśmiechnęłam się nieco sztucznie, jednak Ketin nie zauważył tego.- Także postanowiłam zrobić jajecznicę. Mam nadzieje, że ciągle ją lubisz. A teraz nie stój tak, tylko wyciągaj talerze, szklanki, zaraz będziemy jeść.- Wbiłam na patelnię jajka, dodałam boczek i doprawiłam. Po jakiś 5 minutach siedzieliśmy naprzeciwko siebie i pałaszowaliśmy nasze porcję.
-Przypomnisz mi jak nazywa się nasza szkoła?- zapytał nagle Kentin.
-Słodki Amoris.
-Trochę dziwna nazwa dla szkoły.- zauważył. Wzruszyłam ramionami.
-Można się przyzwyczaić. Będziemy musieli iść do Nataniela, żebyś podpisał jeszcze jakieś papiery. Każdy uczeń, który przychodził do tej szkoły musiał przez to przejść.- Spojrzałam na zegarek. Była 7:45.- Dobra, musimy już wyjść, żeby zdążyć na czas. Gotowy na pierwszy dzień w szkole?
-Nie za bardzo.
Próg szkoły przekroczyliśmy równo o 7:56. Kentin rozejrzał się niepewnie.
-Dziwnie widzieć szkołę w której nie ma tak wielkiej dyscypliny...- odezwał się.- Więc, gdzie znajdę tego Nataniela?
-Prosto korytarzem, drugie drzwi na prawo. Pamiętaj, żeby najpierw zapukać strasznie się za to wkurza. Ale co zrobić to już taki typ.
-A ty ze mną nie idziesz?- zapytał lekko zdziwiony Kentin.
-Nie. Muszę jeszcze coś załatwić. Spotkamy się później.- Uśmiechnęłam się pocieszająco i popatrzyłam jak kieruje się w stronę, gdzie go nakierowałam. Dobra, teraz trzeba znaleźć bliźniaków. Odwróciłam się w stronę drzwi i... BUM! Upadłam na podłogę, uderzając się lekko w głowę. Chwyciłam się za tył głowy, gdy zobaczyłam wyciągniętą do mnie dłoń. Przejechałam spojrzeniem od dłoni, przez rękę i tułów aż do twarzy i pięknych niebieskich oczu.
-Prze... Przepraszam, nie zauważyłam cię. Zamyśliłam się.- wyjąkałam zawstydzona.
-Musisz przyznać, że często ci się to zdarza.- powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Armin.
-A za to ty musisz przyznać, że często zdarza ci się być wrednym.- odgryzłam się.
-Pomóc ci wstać czy nie? Ręka mi trochę drętwieje.
-Och, skoro już tak bardzo chcesz pomóc...- złapałam jego dłoń i podciągnęłam się z taką siłą, że czarnowłosy ledwie utrzymał się na nogach.- Ale nawet cieszę się, że cie widzę... Czy moglibyśmy gdzieś porozmawiać?
-Jas...- zaczął Armin, jednak przerwał mu dzwonek. Kiedy hałas ucichł, dokończył.- Jasne. Spotkajmy się na klatce schodowej po tej lekcji.
-Z wielką chęcią.- odpowiedziałam z uśmiechem i rozeszliśmy się w swoją stronę. Kiedy weszłam do sali okazało się, że Kentin będzie razem ze mną chodził do klasy. Usiadłam na swoim miejscu obok Violetty i w tym samym czasie do klasy wszedł nauczyciel. Nawet nie jestem pewna co to była za lekcja... Chyba matematyka, bo rysowali coś na tablicy. Cały czas siedziałam jak na szpilkach, czekając na upragniony dzwonek i spotkanie z Arminem. Kiedy w końcu zadzwonił w ekspresowym tempie spakowałam  się i poszłam na klatkę schodową. Usiadłam na schodach i rozglądałam się za czarnowłosym. Po 5 minutach zobaczyłam go na drugim końcu korytarza jak rozmawia z Irys. Odkąd dowiedziałam się, że też podoba jej się Armin moja sympatia do niej mocno spadła. Okropnie zła i smutna zaszyłam się w łazience i nie wychodziłam z niej aż do końca przerwy. Przez cały dzień unikałam Armina, straciłam jakąkolwiek chęć rozmowy z nim. Jak bardzo przydałby się teraz Tom...
-Hej, co się stało?- zapytała Viola na jednej z lekcji.
-Ni... Nic się nie stało.- odpowiedziałam wyrwana nagle z rozmyślań.
-Przecież widzę, że jest coś nie tak. Ale jak nie chcesz to nie mów. Mogę ci coś zaproponować?
-A co takiego?- zapytałam z niechęcią wypisaną na twarzy.
-Kup książkę. Kiedy wczujesz się w bohatera, przestaniesz zamartwiać się swoimi problemami. Mi to zawsze poprawia humor.- powiedziała Violetta z lekkim uśmiechem. Szybko napisała coś na kartce i podała mi ją.- To adres mojej ulubionej księgarni. Na pewno znajdziesz coś dla siebie.
-Dziękuję. Z pewnością zajrzę do niej jeszcze dziś.- wzięłam karteczkę i przeczytałam: "Ulica Majowa 33, pierwsze piętro". Uśmiechnęłam się. W końcu będę mogła zająć się czymś innym. Ze szkoły ulotniłam się bardzo szybko, nie czekając na brata. Na 90% byłam pewna, że jest z Alexym, a skoro tak, to i z Arminem, a tego z kolei miałam po dziurki w nosie. Wiem, może powinnam najpierw się dowiedzieć czemu nie przyszedł, ale taka już jestem, że przywiązuję ogromną wagę do obietnic. W domu rzuciłam torbę na łózko, zamknęłam drzwi i ruszyłam do księgarni, uprzednio chowając klucze w donicy, aby Kentin nie musiał sterczeć na zewnątrz. Księgarnia była starym mieszkaniem przerobionym na sklep. Półki i regały były poustawiane wszędzie, tak że było naprawdę mało miejsca aby przejść. Tuż przy drzwiach znajdowała się kasa, a za nią stała miła z wyglądu staruszka. Jak sądzę była to właścicielka. Wszędzie można było wyczuć wszechogarniający zapach książek, starych, jak i nowych. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę działu z książkami młodzieżowymi. Chodziłam dookoła półki szukając czegoś, co mi się spodoba. Nagle w oko wpadła mi książka „Numery”. Nie rozglądając się sięgnęłam po jedyny egzemplarz powieści. W tym samym czasie jakiś chłopak też chciał wziąć tą książę, w efekcie czego zderzyliśmy się dłońmi. Natychmiast zabrałam swoją zmieszana, a nieznajomy powtórzył mój ruch.
-Wybacz zagapiłem się. Też chciałaś tą książkę?- usłyszałam przepiękny głos.
-Tak.- odpowiedziałam.- Sądzisz, że warto ją przeczytać?- zagadnęłam go, chyba jedynie po to, aby dłużej posłuchać jego głosu.
-Mam taką nadzieję. Kolega mi ją polecił.
-Dwóch czytających chłopaków? Rzadko spotykane w naszych czasach.- Uśmiechnęłam się do niego i w końcu spojrzałam na jego twarz. Czarne krótkie włosy stały leciutko trzymając się na żelu, a brązowe oczy dokładnie studiowały moją twarz. Chłopak był ode mnie wyższy, więc musiałam unosić głowę. Na jego usta powędrował delikatny uśmiech. 
-To prawda, ale czasem warto być innym. Inność znaczy niepowtarzalność, a każdy chce zostawić po sobie coś niepowtarzalnego. Rozgadałem się, prawda?
-Tylko trochę.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Prawie bym zapomniał. Jestem Adam, a ty?- posłał mi uśmiech i wyciągnął rękę.
-Julia.- odparłam i pokazałam uśmiech numer 6. Uścisnęłam jego dłoń, a on pocałował mnie w wierzch ręki. 
-Miło mi poznać.- powiedział puszczając moją dłoń.
-Czytający książki dżentelmen. Gdzieś ty się chował przez całe moje życie?- zaśmiałam się.
-Po drugiej stronie ulicy.
-Co?- zapytałam zdezorientowana.
-Mieszkam naprzeciwko, w internacie.- odpowiedział z uśmiechem. Pięknie, pewnie wziął mnie za jakąś wariatkę.
-Ah.- uśmiechnęłam się głupkowato.- Ja mieszkam na przedmieściach.- Na chwilę zapadła stresująca cisza. Adam spojrzał na wyświetlacz telefonu i lekko się skrzywił.
-Było mi naprawdę miło poznać, Julio, jednak muszę już iść. Czy mógłbym prosić o jakiś kontakt z tobą, gdybyś chciała podyskutować o książkach?- zapytał.
-Oczywiście.- odpowiedziałam i wpisałam do jego telefonu swój numer.- Będę czekać.- powiedziałam, wzięłam książkę i ruszyłam do kasy, próbując się nie odwracać. Ciekawe co z tego wyniknie...


------------------

Chyba trochę przesadziłam z tą pierwszą rozmową. Jakoś strasznie długa mi wyszła, a szczególnie pożegnanie ;_;

Cóż nie mam w sumie nic więcej do dodania z wyjątkiem zaproszenia do nowej zakładki "Przebudzenie". To mój porzucony pomysł, ale może akurat się spodoba ;P

Bardzo proszę o KOMENTARZE!