Nie, nie jestem taka dobra i jeszcze to nie jest rozdział :D
Ale coś lepszego! A przynajmniej mam taką nadzieję...
A więc... "werble" założyłam nowego bloga!
Tak, dobrze słyszycie. Ale to nie jest taki sobie normalny, nudny, kolejny blog. O nie, bo to... wspólny blog! :D
Jednak ten pomysł wypalił. Razem ze mną, będą tam pisały dwie osoby, Afrodyta (już dobrze Wam znana psychopatka ;P) i Clara, moja czytelniczka.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i czy ten pomysł w ogóle będzie miał jakąś przyszłość.
Proszę, w komentarzach napiszcie, co o tym sądzicie.
To ten... Chyba o czymś zapomniałam...
No tak! Link. Bez tego to nawet byście nie weszły.
A oto on :P
http://w-pulapce-milosci.blogspot.com/
Życzę miłego czytania i do następnego!
Ciao!
środa, 30 lipca 2014
sobota, 19 lipca 2014
Rozdział VIII ???
Weszłam na ulicę bez rozglądania się. To był błąd.
Usłyszałam pisk opon.
Zobaczyłam światła samochodu skierowane wprost na mnie.
Moje ciało przeszył ogromny ból.
Ale to był ułamek sekundy.
Ułamek sekundy temu czułam to wszystko.
A Teraz...
Czy jest w ogóle jakieś Teraz?
Nie mam pojęcia.
Mam jednak nadzieję, że jest.
Zacznijmy więc jeszcze raz...
Ułamek sekundy temu czułam to wszystko.
A Teraz...
Została tylko Cisza...
I Ciemność...
Usłyszałam pisk opon.
Zobaczyłam światła samochodu skierowane wprost na mnie.
Moje ciało przeszył ogromny ból.
Ale to był ułamek sekundy.
Ułamek sekundy temu czułam to wszystko.
A Teraz...
Czy jest w ogóle jakieś Teraz?
Nie mam pojęcia.
Mam jednak nadzieję, że jest.
Zacznijmy więc jeszcze raz...
Ułamek sekundy temu czułam to wszystko.
A Teraz...
Została tylko Cisza...
I Ciemność...
środa, 16 lipca 2014
Rozdział VII Praca
Obudziłam się, gdy słońce wisiało już wysoko na niebie. Rozciągnęłam się i ziewnęłam. Ah, sobota. Jedyny dzień, kiedy można się wyspać. Na godzinę czternastą jestem umówiona na rozmowę o pracę. Spojrzałam na zegarek wiszący naprzeciwko mojego łóżka. 10:14. Chyba czas już wstawać. Muszę jeszcze wysłuchać gadaniny Kentina. Ogarnęłam się na szybko i zeszłam do kuchni. Przy stole siedział mój brat. Jadł spokojnie śniadanie, nawet na mnie nie spoglądając.
-Hej.- przywitałam się. Nie zrobił absolutnie nic. Dalej jadł swoje płatki. Westchnęłam.- Wiem, że jesteś na mnie zły i...
-Cicho.- przerwał mi.- Nie jest ważne czy jestem zły czy nie. Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? Wychodzisz gdzieś i wracasz po kilku godzinach, a ja nie mam pojęcia co się z tobą dzieje. I czekam. Czekam do późna w nocy, aż usłyszę zamykające się drzwi. Dopiero wtedy jestem w stanie zasnąć. Nie rozumiesz tego?!- coraz bardziej unosił głos, a ja nie byłam w stanie nic powiedzieć.- A gdyby coś ci się stało? Gdyby ktoś cię porwał, albo potrącił by cię samochód? Ja nie miałbym o tym pojęcia i czekałbym. Czekałbym do rana, a później objechałbym wszystkie szpitale, aby sprawdzić czy tam jesteś. Dlatego proszę... Proszę nie rób tak nigdy więcej. Albo chociaż zadzwoń, że nic ci nie jest...
-Prze... Przepraszam cię. Nie miałam pojęcia co czujesz.- Wydukałam.- Przez tak długi okres byłam sama, że nie umiem sobie uświadomić jak bardzo cierpisz... Przepraszam.- Podeszłam do chłopaka i mocno go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk.
-Idę dzisiaj na rozmowę kwalifikacyjną. Nie wrócę późno. Obiecuję.- powiedziałam.
-Kiedy wychodzisz?- zapytał.
-Mam tam być o 14, więc pewnie wyjdę jakieś pół godziny wcześniej.- Ketin zaśmiał się cicho.- Co?
-Zawsze punktualna. Zawsze. Chyba, że chodzi o powrót do domu.
-Oj tam, oj tam. Już nie przesadzaj. O której obiad?
-16. Nie spóźnij się.- pogroził mi lekko palcem i wrócił do jedzenia płatków.
-Dobrze mamo.- odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
-Nie przeginaj.- upomniał mnie ostrzegawczo Kentin, ale nie zrobiło to na mnie dużego wrażenia. W 10 minut pochłonęłam swoją porcję płatków owsianych i wróciłam do swojego pokoju. Weszłam szybko na fejsa, poklikałam na różne strony. Kiedy zostało mi półtorej godziny do spotkania, wyłączyłam laptopa. Wzięłam prysznic i przez następne kilkanaście minut suszyłam włosy, które związałam w kitkę na boku, a włosy przełożyłam przez ramię. Grzywkę uczesałam na prawo i popsikałam ją lekko lakierem. Wyszłam z łazienki obwiązana ręcznikiem i otworzyłam szafę. Czytałam gdzieś, że kobieta spędza średnio 2 lata całego życia na wybieranie w co ma się ubrać. Tylko tyle? Wyjęłam moje ulubione dżinsy i do tego szarą koszulkę na ramiączkach z dziwnymi napisami, nie do odczytania. Zadowolona z mojego wyglądu wyszłam z pokoju. W przedpokoju zgarnęłam czarne trampki i krzyknęłam, że wychodzę. Skierowałam się w stronę centrum. Szłam lekko tanecznym krokiem szczęśliwa z życia jak nigdy. Mój brat wrócił, to po pierwsze. Po drugie poznałam świetnego faceta. Po trzecie za chwilę dostanę wymarzoną pracę. Rozmowa kwalifikacyjna ma być tylko formalnością. A po czwarte już za miesiąc wakacje! Nuciłam sobie pod nosem wszystko co tylko przyszło mi do głowy. Gdy byłam już prawie na miejscu usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i poczułam, że mój dobry nastrój znikł. Zatrzymał się w odległości jednego metra, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Prawdę mówiąc, miałam na to wielką ochotę.
-Strasznie trudno cię dogonić. Jesteś pewna, że nie chcesz zostać biegaczką?- próbował rozluźnić atmosferę. Jednak kąciki moich ust nawet nie drgnęły.
-Czego chcesz?- zapytałam prosto z mostu, patrząc ze złością w te niebieskie oczy w których jeszcze tydzień temu byłam zauroczona.- Śpieszę się.- słysząc mój ostry ton stracił trochę wigoru.
-Ja... Ja chciałem porozmawiać.
-Nie jestem pewna, czy mamy w ogóle o czym rozmawiać. Zresztą jak przed chwilą powiedziałam, śpieszę się.
-Julio... Proszę cię, wysłuchaj mnie.- mówił coraz bardziej błagalnym głosem. Czułam, że zaraz się zgodzę, ale wtedy przypomniałam sobie, jak mnie olewał i na nowo rozkwitła we mnie złość na niego.
-Nie.- odparłam.
-Nie?
-Nie. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego! Nie mam zamiaru cię słuchać, oglądać cię. Zostaw mnie w spokoju!- ostatnie zdanie wykrzyczałam mu prosto w twarz, patrząc na niego wręcz z nienawiścią. Odwróciłam się chcąc zakończyć tą rozmowę jak najszybciej. Zrobiłam krok, ale w tym samym czasie Armin złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. W pierwszej chwili chciałam wyrwać się z jego objęć, ale on tylko jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie. Zrezygnowana opuściłam ręce i czekałam na jego ruch. Czułam jego oddech na moim karku. Jeszcze tydzień wcześniej tuliłabym się do niego z całej siły. Jeszcze tydzień wcześniej miękłyby mi nogi. Jeszcze tydzień wcześniej coś czułam do tego chłopaka. A teraz czuję, jakby to uczucie ze mnie wyleciało. Jak mogę kochać kogoś, kto nie umie dotrzymywać obietnic?! Jak mogę kochać kogoś, gdy nie wiem, czy mogę mu ufać? Gdy miałam podjąć kolejną próbę uwolnienia się, usłyszałam szept.
-Julio... Ja... Ja wiem, że zrobiłem źle. Ale uwierz mi miałem ważny powód... Wiem, że twoje zaufanie do mnie spadło straszliwie nisko, ale mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz... To nie jest tak łatwo wytłumaczyć... Ale Boże, Julio... Ja nie mogę żyć bez ciebie. Bez twojego śmiechu, bez twoich pięknych oczu... Julio... Dla ciebie jestem w stanie zrobić wszystko...
-Wszystko?- zapytałam, przerywając ten monolog. Armin odsunął się na tyle, aby spojrzeć mi prosto w oczy.
-Wszystko.- zapewnił. Jego oczy były takie szczere, ale jeszcze nie mogłam mu wybaczyć. Jeszcze nie. Spuściłam wzrok wpatrując się w czubki moich butów.
-Puść mnie.- szepnęłam. Wiedziałam, że jego twarz wykrzywia teraz ból, a ja nie miałam tyle odwagi, aby znów na niego spojrzeć. Poluźnił trochę chwyt, dzięki czemu udało mi się wyswobodzić. Odeszłam nie oglądając się. Wiem, że powinnam dać mu szansę... Choćby cień nadziei, że kiedyś może być tak jak dawniej. Ale ja wszystko zepsułam. Czuję, że tymi dwoma słowami stworzyłam przepaść, której już nie da się przeskoczyć.
-------------------------
Siemanko! :D
Tak więc oto jest upragniony (przez Was i przeze mnie) rozdział :]
W sobotę wieczorem będzie kolejny rozdział, który mam już napisany. Później znikam na tydzień, bo wyjeżdżam. Mam jedną prośbę odnośnie zbliżającego się rozdziału. Czytajcie go powoli... Słowo po słowie. Inaczej nie będzie tego efektu o który mi chodzi xd Tak wiem jeszcze bardziej Wam teraz mieszam, ale chce żeby to było coś :D I mam nadzieję, że to serio będzie coś, bo inaczej wyjdzie na to, że zapowiadam, zapowiadam, a tu kicha ;_; Ale bądźmy dobrej myśli ;]
W Bohaterach macie zdjęcia Anity i Deana, jeśli rozpoznacie Deana to będę przeszczęśliwa xD
Widzimy się w sobotę z nextem! :D
Ciał! ;)
-Hej.- przywitałam się. Nie zrobił absolutnie nic. Dalej jadł swoje płatki. Westchnęłam.- Wiem, że jesteś na mnie zły i...
-Cicho.- przerwał mi.- Nie jest ważne czy jestem zły czy nie. Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? Wychodzisz gdzieś i wracasz po kilku godzinach, a ja nie mam pojęcia co się z tobą dzieje. I czekam. Czekam do późna w nocy, aż usłyszę zamykające się drzwi. Dopiero wtedy jestem w stanie zasnąć. Nie rozumiesz tego?!- coraz bardziej unosił głos, a ja nie byłam w stanie nic powiedzieć.- A gdyby coś ci się stało? Gdyby ktoś cię porwał, albo potrącił by cię samochód? Ja nie miałbym o tym pojęcia i czekałbym. Czekałbym do rana, a później objechałbym wszystkie szpitale, aby sprawdzić czy tam jesteś. Dlatego proszę... Proszę nie rób tak nigdy więcej. Albo chociaż zadzwoń, że nic ci nie jest...
-Prze... Przepraszam cię. Nie miałam pojęcia co czujesz.- Wydukałam.- Przez tak długi okres byłam sama, że nie umiem sobie uświadomić jak bardzo cierpisz... Przepraszam.- Podeszłam do chłopaka i mocno go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk.
-Idę dzisiaj na rozmowę kwalifikacyjną. Nie wrócę późno. Obiecuję.- powiedziałam.
-Kiedy wychodzisz?- zapytał.
-Mam tam być o 14, więc pewnie wyjdę jakieś pół godziny wcześniej.- Ketin zaśmiał się cicho.- Co?
-Zawsze punktualna. Zawsze. Chyba, że chodzi o powrót do domu.
-Oj tam, oj tam. Już nie przesadzaj. O której obiad?
-16. Nie spóźnij się.- pogroził mi lekko palcem i wrócił do jedzenia płatków.
-Dobrze mamo.- odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
-Nie przeginaj.- upomniał mnie ostrzegawczo Kentin, ale nie zrobiło to na mnie dużego wrażenia. W 10 minut pochłonęłam swoją porcję płatków owsianych i wróciłam do swojego pokoju. Weszłam szybko na fejsa, poklikałam na różne strony. Kiedy zostało mi półtorej godziny do spotkania, wyłączyłam laptopa. Wzięłam prysznic i przez następne kilkanaście minut suszyłam włosy, które związałam w kitkę na boku, a włosy przełożyłam przez ramię. Grzywkę uczesałam na prawo i popsikałam ją lekko lakierem. Wyszłam z łazienki obwiązana ręcznikiem i otworzyłam szafę. Czytałam gdzieś, że kobieta spędza średnio 2 lata całego życia na wybieranie w co ma się ubrać. Tylko tyle? Wyjęłam moje ulubione dżinsy i do tego szarą koszulkę na ramiączkach z dziwnymi napisami, nie do odczytania. Zadowolona z mojego wyglądu wyszłam z pokoju. W przedpokoju zgarnęłam czarne trampki i krzyknęłam, że wychodzę. Skierowałam się w stronę centrum. Szłam lekko tanecznym krokiem szczęśliwa z życia jak nigdy. Mój brat wrócił, to po pierwsze. Po drugie poznałam świetnego faceta. Po trzecie za chwilę dostanę wymarzoną pracę. Rozmowa kwalifikacyjna ma być tylko formalnością. A po czwarte już za miesiąc wakacje! Nuciłam sobie pod nosem wszystko co tylko przyszło mi do głowy. Gdy byłam już prawie na miejscu usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i poczułam, że mój dobry nastrój znikł. Zatrzymał się w odległości jednego metra, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Prawdę mówiąc, miałam na to wielką ochotę.
-Strasznie trudno cię dogonić. Jesteś pewna, że nie chcesz zostać biegaczką?- próbował rozluźnić atmosferę. Jednak kąciki moich ust nawet nie drgnęły.
-Czego chcesz?- zapytałam prosto z mostu, patrząc ze złością w te niebieskie oczy w których jeszcze tydzień temu byłam zauroczona.- Śpieszę się.- słysząc mój ostry ton stracił trochę wigoru.
-Ja... Ja chciałem porozmawiać.
-Nie jestem pewna, czy mamy w ogóle o czym rozmawiać. Zresztą jak przed chwilą powiedziałam, śpieszę się.
-Julio... Proszę cię, wysłuchaj mnie.- mówił coraz bardziej błagalnym głosem. Czułam, że zaraz się zgodzę, ale wtedy przypomniałam sobie, jak mnie olewał i na nowo rozkwitła we mnie złość na niego.
-Nie.- odparłam.
-Nie?
-Nie. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego! Nie mam zamiaru cię słuchać, oglądać cię. Zostaw mnie w spokoju!- ostatnie zdanie wykrzyczałam mu prosto w twarz, patrząc na niego wręcz z nienawiścią. Odwróciłam się chcąc zakończyć tą rozmowę jak najszybciej. Zrobiłam krok, ale w tym samym czasie Armin złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. W pierwszej chwili chciałam wyrwać się z jego objęć, ale on tylko jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie. Zrezygnowana opuściłam ręce i czekałam na jego ruch. Czułam jego oddech na moim karku. Jeszcze tydzień wcześniej tuliłabym się do niego z całej siły. Jeszcze tydzień wcześniej miękłyby mi nogi. Jeszcze tydzień wcześniej coś czułam do tego chłopaka. A teraz czuję, jakby to uczucie ze mnie wyleciało. Jak mogę kochać kogoś, kto nie umie dotrzymywać obietnic?! Jak mogę kochać kogoś, gdy nie wiem, czy mogę mu ufać? Gdy miałam podjąć kolejną próbę uwolnienia się, usłyszałam szept.
-Julio... Ja... Ja wiem, że zrobiłem źle. Ale uwierz mi miałem ważny powód... Wiem, że twoje zaufanie do mnie spadło straszliwie nisko, ale mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz... To nie jest tak łatwo wytłumaczyć... Ale Boże, Julio... Ja nie mogę żyć bez ciebie. Bez twojego śmiechu, bez twoich pięknych oczu... Julio... Dla ciebie jestem w stanie zrobić wszystko...
-Wszystko?- zapytałam, przerywając ten monolog. Armin odsunął się na tyle, aby spojrzeć mi prosto w oczy.
-Wszystko.- zapewnił. Jego oczy były takie szczere, ale jeszcze nie mogłam mu wybaczyć. Jeszcze nie. Spuściłam wzrok wpatrując się w czubki moich butów.
-Puść mnie.- szepnęłam. Wiedziałam, że jego twarz wykrzywia teraz ból, a ja nie miałam tyle odwagi, aby znów na niego spojrzeć. Poluźnił trochę chwyt, dzięki czemu udało mi się wyswobodzić. Odeszłam nie oglądając się. Wiem, że powinnam dać mu szansę... Choćby cień nadziei, że kiedyś może być tak jak dawniej. Ale ja wszystko zepsułam. Czuję, że tymi dwoma słowami stworzyłam przepaść, której już nie da się przeskoczyć.
***
-Dzień dobry.- przywitałam się grzecznie i uśmiechnęłam lekko. Miałam przed sobą 30-latka o blond włosach i niebieskich oczach. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
-Dzień dobry. Czy ty jesteś przyjaciółką Rozalii?
-Tak.
-Świetnie. I jak podoba ci się to miejsce?
-Jest tu bardzo ładnie. Bardzo dobra lokalizacja. Blisko centrum i nad jeziorem.- Chyba ucieszyła go ta odpowiedź, bo uśmiechnął się nieco szerzej.
-Cieszę się, że będziesz z nami pracować. Już od dłuższego czasu szukałem kogoś. A teraz jeszcze zaczyna się okres wakacyjny, więc tym bardziej potrzeba nam instruktorów. Czy pracowałaś kiedyś w tym zawodzie?
-Nie, jeszcze nigdy. Ale często korzystałam z tej rozrywki i doskonale znam wszystkie zabezpieczenia. Ze sprzętu korzystam sprawnie i szybko. Potrafię świetnie dogadywać się z dziećmi jak i z dorosłymi.- Nie wiedziałam co jeszcze mogłabym dodać, więc zamilkłam, czekając na werdykt.
-Ha, ha. Widzę, że mam tu do czynienia z osobą doskonale nadającą się do tej pracy. Cóż, pozostaje mi powitać cię na naszym pokładzie.- wstał, więc i ja wstałam. Podaliśmy sobie ręce jako znak zawarcia umowy.- Odbędziesz dzisiaj dzień próbny pod okiem jednego z naszych instruktorów. Jeśli dobrze się sprawisz, jutro będziemy mogli podpisać umowę.
-Dziękuję bardzo.- starałam zachowywać się jak profesjonalistka, ale słabo mi to wychodziło. Na twarz ciągle próbował i wyjść wielki uśmiech.
-Oh, czuję, że praca z tobą będzie przyjemnością. Proszę, abyś ubrała uprzęż i przeszła pod tor treningowy, ja tymczasem pójdę po instruktora, który wprowadzi cię w szczegóły.- wyszliśmy z jego biura, po czym rozeszliśmy się. W budce pracowników poznałam Anitę. Była to 20-latka, która pracowała tu już od początku, czyli dwóch lat. Miała krótkie blond włosy, szare oczy i bardzo miły wyraz twarzy. Porozmawiałam z nią chwilę o innych pracownikach, po czym ulotniłam się w miejsce wskazane przez kierownika. Napisałam szybko Kentinowi, że wrócę później. Nie chce, żeby znowu się martwił. Czekałam niecałą minutę, gdy ktoś się do mnie zwrócił.
-Hej, to ty jesteś ta nowa?- odwróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam bardzo przystojnego faceta na oko ma jakieś 35 lat. Naprawdę trudno go opisać, ale ma w sobie... to coś. Mówił z amerykańskim akcentem, który łatwo można było wychwycić.
-Tak, to ja. Julia.- przedstawiłam się.
-Dean. Miło mi poznać.- uścisnęliśmy sobie ręce.
-Masz dziwny akcent. Skąd jesteś? Oczywiście, jeśli mogę wiedzieć.
-To żadna tajemnica. Urodziłem się w Teksasie. Moi rodzice byli Polakami, więc postanowiłem poznać ten piękny kraj. Przeprowadziłem się tu w wieku 30 lat. Na szczęście polskiego uczyłem się już wcześniej, wiec nie mam problemu z komunikacją.- uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko. Chwila... Czy Anita mi o nim nie wspominała? Chyba coś o tym, że jest typowym kasanową. Z takim wyglądem w sumie wcale się nie dziwie. Przeszliśmy razem wszystkie trasy, rozmawiając przy tym i śmiejąc się. Dean pokazywał mi, jak mam asekurować klientów, którzy zapłacą za to, że będę przechodziła ten tor z nimi. Następnie wróciliśmy do budki pracowników, skąd miałam odebrać mojego pierwszego klienta i przeszkolić go. Jednak nikt nie przyszedł do 17 nikt nie przyszedł.
-Niestety, są czasem takie dni. Ale jestem pewien, że jutro będziesz miała ręce pełne roboty.- powiedział Dean ściągając kask i poprawiając swoje włosy.
-Czyli dostaje pozytywną ocenę?- zapytałam, robiąc oczy Kota w butach.
-Of course. Świetnie nadajesz się do tej roboty. A teraz zmykaj już do domu.- uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym ruszyłam w stronę swojego domu, uprzednio zdejmując kask i uprząż. Sądzę, że będę się z nim świetnie dogadywać. Zostało mi już tylko kilka przecznic i będę w domu. Nagle usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Czy nie można przejść się ulicą w spokoju?! Spojrzałam w stronę, skąd dobiegał głos i od razu uśmiechnęłam się. W moją stronę szedł bardzo przystojny chłopak o imieniu Adam.
-Cześć.- zagadnęłam.
-Witaj.- odparł.-Właśnie zamierzałem cię odwiedzić.
-Naprawdę?- zapytałam zaskoczona.
-Tak.- uśmiechnął się tajemniczo.- Przechodziłem obok pewnego sklepu i zauważyłem rzecz, która na pewno ci się spodoba. Patrząc na nią od razu pomyślałem o tobie.- Adam sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko owinięte niebieską wstążeczką. Położył mi je na dłoni i popatrzył na mnie wyczekująco. Delikatnie rozwiązałam wstążkę i otworzyłam pudełko. Zamarłam z zachwytu. Miałam przed sobą złoty naszyjnik ze znakiem nieskończoności wypełniony małymi diamencikami.
-Dzie... Dziękuję. Jest cudowny.- szepnęłam nie mogąc oderwać od niego wzroku.
-Mogę?- zapytał swym cudnym głosem.
-Oczywiście.- podałam mu naszyjnik i odwróciłam się tyłem. Przeszedł mnie dreszcz, gdy musnął palcami moją skórę na karku, odgarniając mi włosy. Po chwili miałam już ozdobę na szyi. Spojrzałam w oczy chłopaka. Ah, jakbym chciałam rzucić mu się teraz w ramiona. Pewnie stałabym tam w nieskończoność, gdy usłyszałam dzwonek telefonu. Jednak, to nie był mój, tylko Adama. Chłopak wyciągnął telefon i odebrał.
-Halo? No, jestem, jestem... Czy to jest naprawdę takie pilne? No... No... Dobra, już idę...- rozłączył się i spojrzał na mnie przepraszająco.- Wybacz, ale jestem potrzebny.
-Rozumiem. Pogadamy innym razem.- oczywiście, jeśli będzie następny raz, dodałam w myślach.
-To... Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- popatrzyłam chwilę jak odchodzi i ruszyłam w stronę domu. Byłam szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Szłam w podskokach, zostawiając w niepamięci niefortunne spotkanie z Arminem, co chwilę dotykając naszyjnika. To był dobry dzień.
-Nie, jeszcze nigdy. Ale często korzystałam z tej rozrywki i doskonale znam wszystkie zabezpieczenia. Ze sprzętu korzystam sprawnie i szybko. Potrafię świetnie dogadywać się z dziećmi jak i z dorosłymi.- Nie wiedziałam co jeszcze mogłabym dodać, więc zamilkłam, czekając na werdykt.
-Ha, ha. Widzę, że mam tu do czynienia z osobą doskonale nadającą się do tej pracy. Cóż, pozostaje mi powitać cię na naszym pokładzie.- wstał, więc i ja wstałam. Podaliśmy sobie ręce jako znak zawarcia umowy.- Odbędziesz dzisiaj dzień próbny pod okiem jednego z naszych instruktorów. Jeśli dobrze się sprawisz, jutro będziemy mogli podpisać umowę.
-Dziękuję bardzo.- starałam zachowywać się jak profesjonalistka, ale słabo mi to wychodziło. Na twarz ciągle próbował i wyjść wielki uśmiech.
-Oh, czuję, że praca z tobą będzie przyjemnością. Proszę, abyś ubrała uprzęż i przeszła pod tor treningowy, ja tymczasem pójdę po instruktora, który wprowadzi cię w szczegóły.- wyszliśmy z jego biura, po czym rozeszliśmy się. W budce pracowników poznałam Anitę. Była to 20-latka, która pracowała tu już od początku, czyli dwóch lat. Miała krótkie blond włosy, szare oczy i bardzo miły wyraz twarzy. Porozmawiałam z nią chwilę o innych pracownikach, po czym ulotniłam się w miejsce wskazane przez kierownika. Napisałam szybko Kentinowi, że wrócę później. Nie chce, żeby znowu się martwił. Czekałam niecałą minutę, gdy ktoś się do mnie zwrócił.
-Hej, to ty jesteś ta nowa?- odwróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam bardzo przystojnego faceta na oko ma jakieś 35 lat. Naprawdę trudno go opisać, ale ma w sobie... to coś. Mówił z amerykańskim akcentem, który łatwo można było wychwycić.
-Tak, to ja. Julia.- przedstawiłam się.
-Dean. Miło mi poznać.- uścisnęliśmy sobie ręce.
-Masz dziwny akcent. Skąd jesteś? Oczywiście, jeśli mogę wiedzieć.
-To żadna tajemnica. Urodziłem się w Teksasie. Moi rodzice byli Polakami, więc postanowiłem poznać ten piękny kraj. Przeprowadziłem się tu w wieku 30 lat. Na szczęście polskiego uczyłem się już wcześniej, wiec nie mam problemu z komunikacją.- uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko. Chwila... Czy Anita mi o nim nie wspominała? Chyba coś o tym, że jest typowym kasanową. Z takim wyglądem w sumie wcale się nie dziwie. Przeszliśmy razem wszystkie trasy, rozmawiając przy tym i śmiejąc się. Dean pokazywał mi, jak mam asekurować klientów, którzy zapłacą za to, że będę przechodziła ten tor z nimi. Następnie wróciliśmy do budki pracowników, skąd miałam odebrać mojego pierwszego klienta i przeszkolić go. Jednak nikt nie przyszedł do 17 nikt nie przyszedł.
-Niestety, są czasem takie dni. Ale jestem pewien, że jutro będziesz miała ręce pełne roboty.- powiedział Dean ściągając kask i poprawiając swoje włosy.
-Czyli dostaje pozytywną ocenę?- zapytałam, robiąc oczy Kota w butach.
-Of course. Świetnie nadajesz się do tej roboty. A teraz zmykaj już do domu.- uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym ruszyłam w stronę swojego domu, uprzednio zdejmując kask i uprząż. Sądzę, że będę się z nim świetnie dogadywać. Zostało mi już tylko kilka przecznic i będę w domu. Nagle usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Czy nie można przejść się ulicą w spokoju?! Spojrzałam w stronę, skąd dobiegał głos i od razu uśmiechnęłam się. W moją stronę szedł bardzo przystojny chłopak o imieniu Adam.
-Cześć.- zagadnęłam.
-Witaj.- odparł.-Właśnie zamierzałem cię odwiedzić.
-Naprawdę?- zapytałam zaskoczona.
-Tak.- uśmiechnął się tajemniczo.- Przechodziłem obok pewnego sklepu i zauważyłem rzecz, która na pewno ci się spodoba. Patrząc na nią od razu pomyślałem o tobie.- Adam sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko owinięte niebieską wstążeczką. Położył mi je na dłoni i popatrzył na mnie wyczekująco. Delikatnie rozwiązałam wstążkę i otworzyłam pudełko. Zamarłam z zachwytu. Miałam przed sobą złoty naszyjnik ze znakiem nieskończoności wypełniony małymi diamencikami.
-Dzie... Dziękuję. Jest cudowny.- szepnęłam nie mogąc oderwać od niego wzroku.
-Mogę?- zapytał swym cudnym głosem.
-Oczywiście.- podałam mu naszyjnik i odwróciłam się tyłem. Przeszedł mnie dreszcz, gdy musnął palcami moją skórę na karku, odgarniając mi włosy. Po chwili miałam już ozdobę na szyi. Spojrzałam w oczy chłopaka. Ah, jakbym chciałam rzucić mu się teraz w ramiona. Pewnie stałabym tam w nieskończoność, gdy usłyszałam dzwonek telefonu. Jednak, to nie był mój, tylko Adama. Chłopak wyciągnął telefon i odebrał.
-Halo? No, jestem, jestem... Czy to jest naprawdę takie pilne? No... No... Dobra, już idę...- rozłączył się i spojrzał na mnie przepraszająco.- Wybacz, ale jestem potrzebny.
-Rozumiem. Pogadamy innym razem.- oczywiście, jeśli będzie następny raz, dodałam w myślach.
-To... Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- popatrzyłam chwilę jak odchodzi i ruszyłam w stronę domu. Byłam szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Szłam w podskokach, zostawiając w niepamięci niefortunne spotkanie z Arminem, co chwilę dotykając naszyjnika. To był dobry dzień.
-------------------------
Siemanko! :D
Tak więc oto jest upragniony (przez Was i przeze mnie) rozdział :]
W sobotę wieczorem będzie kolejny rozdział, który mam już napisany. Później znikam na tydzień, bo wyjeżdżam. Mam jedną prośbę odnośnie zbliżającego się rozdziału. Czytajcie go powoli... Słowo po słowie. Inaczej nie będzie tego efektu o który mi chodzi xd Tak wiem jeszcze bardziej Wam teraz mieszam, ale chce żeby to było coś :D I mam nadzieję, że to serio będzie coś, bo inaczej wyjdzie na to, że zapowiadam, zapowiadam, a tu kicha ;_; Ale bądźmy dobrej myśli ;]
W Bohaterach macie zdjęcia Anity i Deana, jeśli rozpoznacie Deana to będę przeszczęśliwa xD
Widzimy się w sobotę z nextem! :D
Ciał! ;)
czwartek, 3 lipca 2014
Rozdział VI Spotkanie
Otworzyłam leniwie oczy i wyciągnęłam się. Sięgnęłam ręką do stolika, gdzie powinien być mój telefon. Jednak nie było go tam. Rozbudziłam się do końca i podniosłam się. Byłam w swoim pokoju, to pewne. Nagle sobie przypomniałam jak zasnęłam w pokoju obok. Usłyszałam pukanie do drzwi, które wybiło mnie już na początku moich rozmyślań.
-Proszę.- powiedziałam odwracając wzrok w stronę drzwi.
-Hej. Widzę, że już nie śpisz.- Kentin wszedł do pokoju, niosąc tacę z kilkoma kanapkami i dwoma kubkami brązowego, parującego napoju.
-Jak widać.- uśmiechnęłam się do niego i rozciągnęłam na łóżku. Chłopak usiadł obok mnie i położył tackę na szafce.
-Mama zrobiła nam śniadanie.- orzekł i pierwszy sięgnął po jedzenie.
-Już wrócili? Miło z jej strony.- podniosłam się na łokciach i także wzięłam kanapkę.
-Tak. Wrócili.- powiedział Kentin jakimś nieobecnym głosem.
-Hej. Co jest?- zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. Po chwili odwrócił oczy.
-Wrócili. Ale po południu znów wyjeżdżają. Myślałem... Myślałem, że spędzę z nimi trochę czasu... Stęskniłem się. A oni jak gdyby nigdy nic, wyjeżdżają. To nie fair!- mówił lekko urywanym głosem brązowowłosy.
-Przyzwyczaisz się... Ja tak mam zawsze. Czasem przyjeżdża ciocia Titi, czasem zostaję sama. Da się żyć... Da się żyć.
Dzisiaj udało mi się dostać do szkoły bez większych przygód, czyli bez wpadania na nikogo. Ledwie weszłam do klasy, a Roza już chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła do łazienki.
-Opowiadaj.- rozkazała i stanęła obok mnie ze skrzyżowanymi rękami. Chyba nie zamierza mi odpuścić. Westchnęłam głęboko. Opowiedziałam jej jak wpadłam wczoraj na Armina i o naszych niedoszłych spotkaniach. Rozalia przez cały ten czas patrzyła na mnie z pokerową miną. Kiedy skończyłam zamyśliła się na chwilę. Właśnie miała coś powiedzieć, kiedy zadzwonił zbawienny dzwonek. Zwinnie wyminęłam białowłosą i ruszyłam do klasy. Usiadłam obok Kentina i odetchnęłam. Pierwszy raz nie bycie razem z Arminem w klasie naprawdę mnie ucieszyło. Nawet nie wiem, kiedy do klasy weszła nauczycielka.
-Cisza! Albo zaraz zrobimy kartkówkę.- zagroziła i usiadła na swoim miejscu. Momentalnie zapadła dźwięcząca cisza.- No dobrze. To może kogoś zapytamy? Hm... Kto tu ostatnio nie był...? Ward!- Spojrzała na nas i chwilę mierzyła nas wzrokiem.- Julia.
Posłusznie wstałam i skierowałam się do tablicy, uśmiechając się pod nosem. Nie mogła mnie wziąć do łatwiejszego tematu. Zrobiłam zadania w 10 minut i wróciłam do ławki z triumfalnym uśmiechem i piątką w dzienniku. Aż miałam ochotę zaśpiewać tą dziwną piosenkę:
Dzwonek na lekcje już dzwoni,
Czy wiecie czego znakiem to jest?
Matmy lekcja się zaczyna
Nie mogę doczekać się!
Kiedy rozwiążę pierwsze zadanie
Kiedy odpowiem na pierwsze pytanie
Tak, tak rozpiera mnie energia
Bo matmy czar mnie całego opętał
Jeśli spojrzysz na to tak jak ja (tak jak ja)
Zobaczysz całkiem inny świat (inny świat!)
Świat pełen cyfr, pierwiastków, ciągu i
Zabawy nie z tej ziemi!
Więc powiedz:
MA-TEMA-TYKA
Kręci mnie
To matematyka.
Zaśmiałam się z siebie z myślach i do końca lekcji nuciłam ją sobie pod nosem.
Stał dokładnie tam, gdzie spodziewałam się go spotkać, czyli obok schodów do księgarni.
-Cześć.- przywitał się z lekkim uśmiechem.
-Witaj.- odpowiedział i pocałował mnie w wierzch dłoni. Poczułam jak się czerwienię, więc odwróciłam leciutko głowę i zasłoniłam twarz grzywką.Ruszyliśmy tylko jemu znanym kierunku. Zerkał co chwila w moją stronę, a ja nie miałam pojęcia o czym moglibyśmy rozmawiać.
-Hej, stało się coś?- zapytał Adam, patrząc na mnie z troską w oczach.
-Nic... Wszystko w porządku.- odparłam.
-Widzę przecież. Co cię trapi?- nie dawał za wygraną.
-To... To nic takiego.- powiedziałam łamiącym się głosem.Poczułam jak pojedyncza łza spływa po mojej twarzy. Nagle Adam złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Nie pytał o nic, nie naciskał, pozwolił, aby słowa same wypływały z moich ust. Kiedy skończyłam opowieść staliśmy bez ruchu chyba przez jakieś 10 minut. Nie odezwał się przez ten czas ani słowem, a ja czułam jakby ktoś zabrał mi wszystkie smutki. Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto tak jak on mógłby mnie pocieszyć, nie wypowiadając ani słowa. To najwspanialsza rzecz jaka mnie spotkała w życiu. A to dopiero początek wieczoru. Po jakimś czasie Adam odsunął się i ruszyliśmy w dalszą drogę, rozmawiając o ostatnio przeczytanych książkach. Doszliśmy do parku, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Może dlatego, że jesteśmy po drugiej stronie miasta? Cóż, pewnie tak. W sumie to nie był park. Wyglądał jak wielki ogród z pięknymi alejami i sceną w jego środku. Skierowaliśmy się właśnie w stronę centrum, którym okazał się wielki plac, ze sceną, ławkami i kilkoma budkami z jedzeniem. Skierowaliśmy się do jednej z nich, tej w której można było kupić lody. Ustawiliśmy się czekając na swoją kolej i obserwując występy na scenie. Stałam wpatrzona w piękny profil Adama, gdy ten przeglądał pozycje na liście. Mogłabym tak stać w nieskończoność, ale ktoś potrącił mnie ramieniem z tak dużą siłą, że prawie upadłam, gdyby nie szybka interwencja brązowookiego.
-Hej! Uważaj jak idziesz!- krzyknęłam za oddalającą się sylwetką. Nagle ten ktoś odwrócił głowę i zaczął iść w moim kierunku. Stałam oniemiała. Armin? Co on tu robił? Jesteśmy przecież w parku!
-Wybacz, Julio. Nie zauważyłem cię. Bardzo się śpieszę.- tłumaczył się Armin, nagle zauważył Adama i spojrzał na niego ponurym wzrokiem.- Kto to?
-Kolega.- odparłam. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Adam jakby wyczuł moje zdenerwowanie i złapał mnie za rękę. Spojrzenie Armina mówiło wiele.- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Trochę się śpieszymy.- Armin jakby chciał coś dodać, ale gdy napotkał moje twarde spojrzenie, nic nie mówiąc oddalił się tylko w sobie znanym kierunku.
-Trzymaj się od niego z daleka!- krzyknął jeszcze z daleka. Czemu wszyscy ostrzegają mnie przed Adamem? Wcześniej Tom, teraz Armin... Co oni wiedzą, a nie wiem ja?
-To był on?- Zapytał cicho po dłuższej chwili Adam.
-Tak.- szepnęłam. Po kilku minutach udało mi odzyskać humor.- To co? Jakie bierzemy?
-To zależy na co masz ochotę.- powiedział ze śmiechem chłopak lekko kręcąc głową.- Pamiętaj, ja stawiam, więc możesz zaszaleć.
-Nie trzeba było tego mówić.- odparłam z szerokim uśmiechem. Zamówiłam dla siebie 3 gałki lodów krówkowych i małego shake'a truskawkowego. Adam wziął tylko dużego shake'a bananowego. Usiedliśmy na ławce i zajadając swoje porcje, słuchaliśmy ludzi, którzy śpiewali na karaoke. Po jakiś 15 minutach, kiedy już wszystko zjedliśmy chłopak złapał mnie za rękę i postawił w kolejce do śpiewania. Sam ustawił się tuż za mną.
-Nie mam pojęcia, co mam zaśpiewać... Masz jakimś pomysł?- spytałam, gdy dochodziła moja kolej.
-Hm...- Zastanowił się Adam.- Może "Nie trać wiary"?
-Nie jestem pewna czy to znam...
-Znasz, znasz. Jestem o tym przekonany.- powiedział Adam uśmiechając się do mnie tajemniczo. Gdy podawałam tytuł piosenki mrugnął do mnie jeszcze okiem. Weszłam na scenę i uśmiechnęłam się trochę niepewnie. Odszukałam wzrokiem Adama i patrzyłam mu w oczy. Usłyszałam pierwsze nuty i od razu poznałam piosenkę. Zaskoczona, nie mogłam wydobyć z siebie głosu, ale po chwili opanowałam się i zaśpiewałam jak najlepiej umiałam.
...
W me senne noce, senne dni
Gdy milczy telefon, nikt nie stuka do drzwi
W bezsenne noce, tylko Ty
Możesz zapukać do moich drzwi
Nie trać wiary, nie opadaj z sił
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty
By rozproszyć smutne dni
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty
...
Kiedy muzyka skończyła się, ukłoniłam się lekko przy akompaniamencie braw publiczności. Zeszłam ze sceny uśmiechając się szeroko. Dawno nie śpiewałam przed tak dużą publicznością. Pod sceną czekał na mnie Adam.
-Byłaś świetna!- powiedział z uśmiechem, gdy tylko byłam w zasięgu jego głosu.- Trudno będzie cię pobić.
-Oh. Nie przesadzaj.- zasłoniłam twarz grzywką, aby nie zobaczył jak robię się czerwona.- Jestem pewna, ze wypadniesz rewelacyjnie.
-Wybacz, teraz chyba moja kolej.- chłopak posłał mi jeszcze jeden uśmiech i ruszył w stronę schodów na scenę. Kiedy przechodził obok mnie musnął moją dłoń swoją, przez to poczułam, że jestem jeszcze bardziej czerwona. Adam zaśpiewał piosenkę "AKE" zespołu LemON. Jednak nie mogłam się skupić na jego głosie. W głowie wciąż słyszałam słowa Armina. Co on miał na myśli? Czego nie wiem? A z resztą, pewnie jest zazdrosny. Ot co. Ale nadal coś mi tu nie pasuje. Skąd Adam miał pewność, że znam tą piosenkę? Wczoraj słyszałam ją pierwszy raz w życiu, gdy Tom mi ją puścił. A właśnie! Tom... To prawdziwa osoba, czy tylko sobie go wymyśliłam? Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Ale wiem jedno. Ze znajomości z Adamem nigdy nie zrezygnuję. Tego jestem pewna. Nie będę przecież słuchać snów i chłopaka, który dwa razy zawiódł moje zaufanie. A dodatkowo...
-I jak się podobało?- zapytał Adam materializując się obok mnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zszedł ze sceny.
-Bardzo się podobało!- odpowiedziałam, patrząc prosto w oczy chłopaka. Brązowooki zaprowadził mnie w jedną z wielu odnóg prowadzących wgłąb parku. Szliśmy żwirową dróżką, a wokół nas było pełno róż w różnych odcieniach różu i nie tylko.
-To miejsce nazywane jest aleją róż.*- szepnął Adam po paru minutach drogi. Patrzyłam zafascynowana jak kwiaty chowają się w pąki, szykując się na zimniejszą noc. Złapałam Adama za rękę i maszerowałam dalej przytulona do jego ramienia. Po dziesięciu minutach aleja skończyła się i ukazał się nam wspaniały widok. Był to ogród japoński. Środkiem płynęła spokojnie rzeczka, a nad nią wisiał drewniany most. Na jednym z brzegów stała mała również drewniana chatka, a na drugim altana. Wszędzie można było dostrzec rośliny znane w Japonii, wiśnie, a także drzewka bonsai. Zmrok dodawał piękna temu malowniczemu miejscu. Byliśmy tu tylko we dwoje. Usiedliśmy na mostku i spuściliśmy nogi do jeszcze ciepłej wody. Moja sukienka swobodnie powiewała na wietrze.
-Uwielbiam to miejsce.- mruknął wprost do mego ucha Adam.- Najpiękniej jest tu wiosną, kiedy wszystko kwitnie. Szkoda, że nie mogłem zabrać cię tu wcześniej.
-Nie szkodzi. Teraz też jest cudownie.- odparłam szeptem zapatrzona w dal. Czułam, że mogłabym tu siedzieć do końca świata. Albo nawet dłużej. Przysunęłam się bliżej chłopaka, a on objął mnie ramieniem. Westchnęłam cicho. Cykady zaczęły swój conocny koncert. Wsłuchana w cudną melodię, spojrzałam na Adama. Nie wiem, co oni chcieli od niego. Jest idealny. Może zbyt idealny? Może ja nie jestem dla niego wystarczająco idealna? Wtedy Adam spojrzał na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami. Poczułam jak odchodzą ode mnie wszystkie wątpliwości.
-Nie myśl tak.- powiedział najciszej jak umiał, aby nie zagłuszyć cykad. Pokręcił lekko głową i uśmiechnął się nieśmiało. A ja czułam, że rozpłynę się jeśli dłużej będę patrzeć na to dzieło boskie.- Dla mnie jesteś idealna.- Podniosłam wzrok z jego ust na oczy i poczułam bijący od nich żar. Przysunęłam głowę o kilka milimetrów nawet nie mrugając. Bałam się, że przez ten ułamek sekundy wszystko może zniknąć. Adam szybko pokonał te kilka centymetrów, które nas dzieliły. Poczułam jego usta na swoich. To nie był mój pierwszy pocałunek. Całowałam się już kilka razy. Po pijaku i nie. Z rówieśnikami, ze starszymi. Były to pocałunki romantyczne, nachalne, obleśne, całkiem dobre. Ale żaden nie mógł się równać z tym. Adam całował delikatnie, ale ze stanowczością. Położył dłoń na moim karku i przyciągnął mnie bliżej. Ja swoje ręce wsunęłam w jego włosy i złapał się ich. Gdy zaczął ssać moją dolna wargę, nie mogłam zatrzymać jęku w gardle i wydarł się on na zewnątrz. Po minucie oderwaliśmy się od siebie, a ja poczułam się bardzo senna. Oparłam głowę o jego pierś i przymknęłam oczy, które po chwili zamknęły mi się całkowicie.
-Hej. Pobudka. Chyba już starczy tego spania.- usłyszałam tuż obok ucha. Czułam jak ktoś potrząsa moim ramieniem. Otworzyłam oczy i ujrzałam pochyloną nade mną twarz Adama. Uśmiechał się delikatnie, wpatrując się w moje oczy. Oderwałam wzrok od jego twarzy i ujrzałam ciemne niebo usiane gwiazdami. Przeciągnęłam się lekko i usiadłam.
-Ile spałam?- zapytałam Adama, jednocześnie rozglądając się. Nie byliśmy już na mostku. Kiedy spałam chłopak musiał mnie tu przenieść. Byliśmy w altanie.
-Godzinę.- odparł chłopak i wstał. Poszłam za jego przykładem i już po chwili szliśmy z powrotem aleją róż.
-Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej?- zapytałam po chwili.
-Wyglądasz uroczo, gdy śpisz.- odpowiedział brązowooki, patrząc na mnie z czułością. Złapał go za rękę i nic nie mówiliśmy aż dotarliśmy do mojego domu. Adam chwycił wtedy moją głowę w obie ręce i pocałował mnie delikatnie w czoło. Poczułam, jak miękną mi nogi, więc złapałam się murku i uśmiechnęłam się do chłopaka. Poczekałam aż zniknie z widoku i dopiero wtedy weszłam do domu. Umyłam się szybko i położyłam się. Ba! Walnęłam się na łóżko i zasnęłam praktycznie od razu. Nie mam pojęcia o której wróciłam. Ale wiem, że mogę oczekiwać jutro wyrzutów brata, o to o której wracam i czy mam pojęcie jak się martwił. Ale gdy przypomnę sobie te wspaniałe chwile z Adamem, czuję, że mogę to jakoś przeżyć. Dobranoc.
---------------------------------
*- miejsca zapożyczone z ogrodu dendrocośtam w Przelewicach. xd
No w końcu skończyłam :D
Nie wiem, czy jest wystarczająco długi, czy jest wystarczająco dobry. Ale moim skromnym zdaniem, nadaje się do czytania, więc chyba jest dobrze :P
Nawet nie wiecie, jak długo nie mogłam zmusić się do pisania. To było okropne. A dzisiaj wstałam, usiadłam przed komputerem i napisałam całe spotkanie w jakieś dwie godziny. W sumie nawet nie wiem, ile czasu minęło tak się wciągnęłam xD
Pewnie teraz macie mnóstwo teorii co do Adama, Toma, Armina i ogólnie całej sytuacji. Proszę, abyście swoje teorie przesyłały do mnie na chacie w g+. Po jeśli wasza teoria jest tym co wymyśliłam, to nie chcę aby reszta czytelniczek miała zepsutą zabawę.
I cóż mi pozostało? Życzę miłych wakacji i do zobaczenia w następnym rozdziale!
P.S. Trzymajcie za mnie kciuki, bo w piątek jadę po wyniki. Zobaczymy czy mnie przyjmą do szkoły ;p
-Proszę.- powiedziałam odwracając wzrok w stronę drzwi.
-Hej. Widzę, że już nie śpisz.- Kentin wszedł do pokoju, niosąc tacę z kilkoma kanapkami i dwoma kubkami brązowego, parującego napoju.
-Jak widać.- uśmiechnęłam się do niego i rozciągnęłam na łóżku. Chłopak usiadł obok mnie i położył tackę na szafce.
-Mama zrobiła nam śniadanie.- orzekł i pierwszy sięgnął po jedzenie.
-Już wrócili? Miło z jej strony.- podniosłam się na łokciach i także wzięłam kanapkę.
-Tak. Wrócili.- powiedział Kentin jakimś nieobecnym głosem.
-Hej. Co jest?- zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. Po chwili odwrócił oczy.
-Wrócili. Ale po południu znów wyjeżdżają. Myślałem... Myślałem, że spędzę z nimi trochę czasu... Stęskniłem się. A oni jak gdyby nigdy nic, wyjeżdżają. To nie fair!- mówił lekko urywanym głosem brązowowłosy.
-Przyzwyczaisz się... Ja tak mam zawsze. Czasem przyjeżdża ciocia Titi, czasem zostaję sama. Da się żyć... Da się żyć.
***
Dzisiaj udało mi się dostać do szkoły bez większych przygód, czyli bez wpadania na nikogo. Ledwie weszłam do klasy, a Roza już chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła do łazienki.
-Opowiadaj.- rozkazała i stanęła obok mnie ze skrzyżowanymi rękami. Chyba nie zamierza mi odpuścić. Westchnęłam głęboko. Opowiedziałam jej jak wpadłam wczoraj na Armina i o naszych niedoszłych spotkaniach. Rozalia przez cały ten czas patrzyła na mnie z pokerową miną. Kiedy skończyłam zamyśliła się na chwilę. Właśnie miała coś powiedzieć, kiedy zadzwonił zbawienny dzwonek. Zwinnie wyminęłam białowłosą i ruszyłam do klasy. Usiadłam obok Kentina i odetchnęłam. Pierwszy raz nie bycie razem z Arminem w klasie naprawdę mnie ucieszyło. Nawet nie wiem, kiedy do klasy weszła nauczycielka.
-Cisza! Albo zaraz zrobimy kartkówkę.- zagroziła i usiadła na swoim miejscu. Momentalnie zapadła dźwięcząca cisza.- No dobrze. To może kogoś zapytamy? Hm... Kto tu ostatnio nie był...? Ward!- Spojrzała na nas i chwilę mierzyła nas wzrokiem.- Julia.
Posłusznie wstałam i skierowałam się do tablicy, uśmiechając się pod nosem. Nie mogła mnie wziąć do łatwiejszego tematu. Zrobiłam zadania w 10 minut i wróciłam do ławki z triumfalnym uśmiechem i piątką w dzienniku. Aż miałam ochotę zaśpiewać tą dziwną piosenkę:
Dzwonek na lekcje już dzwoni,
Czy wiecie czego znakiem to jest?
Matmy lekcja się zaczyna
Nie mogę doczekać się!
Kiedy rozwiążę pierwsze zadanie
Kiedy odpowiem na pierwsze pytanie
Tak, tak rozpiera mnie energia
Bo matmy czar mnie całego opętał
Jeśli spojrzysz na to tak jak ja (tak jak ja)
Zobaczysz całkiem inny świat (inny świat!)
Świat pełen cyfr, pierwiastków, ciągu i
Zabawy nie z tej ziemi!
Więc powiedz:
MA-TEMA-TYKA
Kręci mnie
To matematyka.
Zaśmiałam się z siebie z myślach i do końca lekcji nuciłam ją sobie pod nosem.
***
Stał dokładnie tam, gdzie spodziewałam się go spotkać, czyli obok schodów do księgarni.
-Cześć.- przywitał się z lekkim uśmiechem.
-Witaj.- odpowiedział i pocałował mnie w wierzch dłoni. Poczułam jak się czerwienię, więc odwróciłam leciutko głowę i zasłoniłam twarz grzywką.Ruszyliśmy tylko jemu znanym kierunku. Zerkał co chwila w moją stronę, a ja nie miałam pojęcia o czym moglibyśmy rozmawiać.
-Hej, stało się coś?- zapytał Adam, patrząc na mnie z troską w oczach.
-Nic... Wszystko w porządku.- odparłam.
-Widzę przecież. Co cię trapi?- nie dawał za wygraną.
-To... To nic takiego.- powiedziałam łamiącym się głosem.Poczułam jak pojedyncza łza spływa po mojej twarzy. Nagle Adam złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Nie pytał o nic, nie naciskał, pozwolił, aby słowa same wypływały z moich ust. Kiedy skończyłam opowieść staliśmy bez ruchu chyba przez jakieś 10 minut. Nie odezwał się przez ten czas ani słowem, a ja czułam jakby ktoś zabrał mi wszystkie smutki. Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto tak jak on mógłby mnie pocieszyć, nie wypowiadając ani słowa. To najwspanialsza rzecz jaka mnie spotkała w życiu. A to dopiero początek wieczoru. Po jakimś czasie Adam odsunął się i ruszyliśmy w dalszą drogę, rozmawiając o ostatnio przeczytanych książkach. Doszliśmy do parku, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Może dlatego, że jesteśmy po drugiej stronie miasta? Cóż, pewnie tak. W sumie to nie był park. Wyglądał jak wielki ogród z pięknymi alejami i sceną w jego środku. Skierowaliśmy się właśnie w stronę centrum, którym okazał się wielki plac, ze sceną, ławkami i kilkoma budkami z jedzeniem. Skierowaliśmy się do jednej z nich, tej w której można było kupić lody. Ustawiliśmy się czekając na swoją kolej i obserwując występy na scenie. Stałam wpatrzona w piękny profil Adama, gdy ten przeglądał pozycje na liście. Mogłabym tak stać w nieskończoność, ale ktoś potrącił mnie ramieniem z tak dużą siłą, że prawie upadłam, gdyby nie szybka interwencja brązowookiego.
-Hej! Uważaj jak idziesz!- krzyknęłam za oddalającą się sylwetką. Nagle ten ktoś odwrócił głowę i zaczął iść w moim kierunku. Stałam oniemiała. Armin? Co on tu robił? Jesteśmy przecież w parku!
-Wybacz, Julio. Nie zauważyłem cię. Bardzo się śpieszę.- tłumaczył się Armin, nagle zauważył Adama i spojrzał na niego ponurym wzrokiem.- Kto to?
-Kolega.- odparłam. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Adam jakby wyczuł moje zdenerwowanie i złapał mnie za rękę. Spojrzenie Armina mówiło wiele.- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Trochę się śpieszymy.- Armin jakby chciał coś dodać, ale gdy napotkał moje twarde spojrzenie, nic nie mówiąc oddalił się tylko w sobie znanym kierunku.
-Trzymaj się od niego z daleka!- krzyknął jeszcze z daleka. Czemu wszyscy ostrzegają mnie przed Adamem? Wcześniej Tom, teraz Armin... Co oni wiedzą, a nie wiem ja?
-To był on?- Zapytał cicho po dłuższej chwili Adam.
-Tak.- szepnęłam. Po kilku minutach udało mi odzyskać humor.- To co? Jakie bierzemy?
-To zależy na co masz ochotę.- powiedział ze śmiechem chłopak lekko kręcąc głową.- Pamiętaj, ja stawiam, więc możesz zaszaleć.
-Nie trzeba było tego mówić.- odparłam z szerokim uśmiechem. Zamówiłam dla siebie 3 gałki lodów krówkowych i małego shake'a truskawkowego. Adam wziął tylko dużego shake'a bananowego. Usiedliśmy na ławce i zajadając swoje porcje, słuchaliśmy ludzi, którzy śpiewali na karaoke. Po jakiś 15 minutach, kiedy już wszystko zjedliśmy chłopak złapał mnie za rękę i postawił w kolejce do śpiewania. Sam ustawił się tuż za mną.
-Nie mam pojęcia, co mam zaśpiewać... Masz jakimś pomysł?- spytałam, gdy dochodziła moja kolej.
-Hm...- Zastanowił się Adam.- Może "Nie trać wiary"?
-Nie jestem pewna czy to znam...
-Znasz, znasz. Jestem o tym przekonany.- powiedział Adam uśmiechając się do mnie tajemniczo. Gdy podawałam tytuł piosenki mrugnął do mnie jeszcze okiem. Weszłam na scenę i uśmiechnęłam się trochę niepewnie. Odszukałam wzrokiem Adama i patrzyłam mu w oczy. Usłyszałam pierwsze nuty i od razu poznałam piosenkę. Zaskoczona, nie mogłam wydobyć z siebie głosu, ale po chwili opanowałam się i zaśpiewałam jak najlepiej umiałam.
...
W me senne noce, senne dni
Gdy milczy telefon, nikt nie stuka do drzwi
W bezsenne noce, tylko Ty
Możesz zapukać do moich drzwi
Nie trać wiary, nie opadaj z sił
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty
By rozproszyć smutne dni
Jestem z Tobą, tam gdzie Ty
...
Kiedy muzyka skończyła się, ukłoniłam się lekko przy akompaniamencie braw publiczności. Zeszłam ze sceny uśmiechając się szeroko. Dawno nie śpiewałam przed tak dużą publicznością. Pod sceną czekał na mnie Adam.
-Byłaś świetna!- powiedział z uśmiechem, gdy tylko byłam w zasięgu jego głosu.- Trudno będzie cię pobić.
-Oh. Nie przesadzaj.- zasłoniłam twarz grzywką, aby nie zobaczył jak robię się czerwona.- Jestem pewna, ze wypadniesz rewelacyjnie.
-Wybacz, teraz chyba moja kolej.- chłopak posłał mi jeszcze jeden uśmiech i ruszył w stronę schodów na scenę. Kiedy przechodził obok mnie musnął moją dłoń swoją, przez to poczułam, że jestem jeszcze bardziej czerwona. Adam zaśpiewał piosenkę "AKE" zespołu LemON. Jednak nie mogłam się skupić na jego głosie. W głowie wciąż słyszałam słowa Armina. Co on miał na myśli? Czego nie wiem? A z resztą, pewnie jest zazdrosny. Ot co. Ale nadal coś mi tu nie pasuje. Skąd Adam miał pewność, że znam tą piosenkę? Wczoraj słyszałam ją pierwszy raz w życiu, gdy Tom mi ją puścił. A właśnie! Tom... To prawdziwa osoba, czy tylko sobie go wymyśliłam? Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Ale wiem jedno. Ze znajomości z Adamem nigdy nie zrezygnuję. Tego jestem pewna. Nie będę przecież słuchać snów i chłopaka, który dwa razy zawiódł moje zaufanie. A dodatkowo...
-I jak się podobało?- zapytał Adam materializując się obok mnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zszedł ze sceny.
-Bardzo się podobało!- odpowiedziałam, patrząc prosto w oczy chłopaka. Brązowooki zaprowadził mnie w jedną z wielu odnóg prowadzących wgłąb parku. Szliśmy żwirową dróżką, a wokół nas było pełno róż w różnych odcieniach różu i nie tylko.
-To miejsce nazywane jest aleją róż.*- szepnął Adam po paru minutach drogi. Patrzyłam zafascynowana jak kwiaty chowają się w pąki, szykując się na zimniejszą noc. Złapałam Adama za rękę i maszerowałam dalej przytulona do jego ramienia. Po dziesięciu minutach aleja skończyła się i ukazał się nam wspaniały widok. Był to ogród japoński. Środkiem płynęła spokojnie rzeczka, a nad nią wisiał drewniany most. Na jednym z brzegów stała mała również drewniana chatka, a na drugim altana. Wszędzie można było dostrzec rośliny znane w Japonii, wiśnie, a także drzewka bonsai. Zmrok dodawał piękna temu malowniczemu miejscu. Byliśmy tu tylko we dwoje. Usiedliśmy na mostku i spuściliśmy nogi do jeszcze ciepłej wody. Moja sukienka swobodnie powiewała na wietrze.
-Uwielbiam to miejsce.- mruknął wprost do mego ucha Adam.- Najpiękniej jest tu wiosną, kiedy wszystko kwitnie. Szkoda, że nie mogłem zabrać cię tu wcześniej.
-Nie szkodzi. Teraz też jest cudownie.- odparłam szeptem zapatrzona w dal. Czułam, że mogłabym tu siedzieć do końca świata. Albo nawet dłużej. Przysunęłam się bliżej chłopaka, a on objął mnie ramieniem. Westchnęłam cicho. Cykady zaczęły swój conocny koncert. Wsłuchana w cudną melodię, spojrzałam na Adama. Nie wiem, co oni chcieli od niego. Jest idealny. Może zbyt idealny? Może ja nie jestem dla niego wystarczająco idealna? Wtedy Adam spojrzał na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami. Poczułam jak odchodzą ode mnie wszystkie wątpliwości.
-Nie myśl tak.- powiedział najciszej jak umiał, aby nie zagłuszyć cykad. Pokręcił lekko głową i uśmiechnął się nieśmiało. A ja czułam, że rozpłynę się jeśli dłużej będę patrzeć na to dzieło boskie.- Dla mnie jesteś idealna.- Podniosłam wzrok z jego ust na oczy i poczułam bijący od nich żar. Przysunęłam głowę o kilka milimetrów nawet nie mrugając. Bałam się, że przez ten ułamek sekundy wszystko może zniknąć. Adam szybko pokonał te kilka centymetrów, które nas dzieliły. Poczułam jego usta na swoich. To nie był mój pierwszy pocałunek. Całowałam się już kilka razy. Po pijaku i nie. Z rówieśnikami, ze starszymi. Były to pocałunki romantyczne, nachalne, obleśne, całkiem dobre. Ale żaden nie mógł się równać z tym. Adam całował delikatnie, ale ze stanowczością. Położył dłoń na moim karku i przyciągnął mnie bliżej. Ja swoje ręce wsunęłam w jego włosy i złapał się ich. Gdy zaczął ssać moją dolna wargę, nie mogłam zatrzymać jęku w gardle i wydarł się on na zewnątrz. Po minucie oderwaliśmy się od siebie, a ja poczułam się bardzo senna. Oparłam głowę o jego pierś i przymknęłam oczy, które po chwili zamknęły mi się całkowicie.
-Hej. Pobudka. Chyba już starczy tego spania.- usłyszałam tuż obok ucha. Czułam jak ktoś potrząsa moim ramieniem. Otworzyłam oczy i ujrzałam pochyloną nade mną twarz Adama. Uśmiechał się delikatnie, wpatrując się w moje oczy. Oderwałam wzrok od jego twarzy i ujrzałam ciemne niebo usiane gwiazdami. Przeciągnęłam się lekko i usiadłam.
-Ile spałam?- zapytałam Adama, jednocześnie rozglądając się. Nie byliśmy już na mostku. Kiedy spałam chłopak musiał mnie tu przenieść. Byliśmy w altanie.
-Godzinę.- odparł chłopak i wstał. Poszłam za jego przykładem i już po chwili szliśmy z powrotem aleją róż.
-Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej?- zapytałam po chwili.
-Wyglądasz uroczo, gdy śpisz.- odpowiedział brązowooki, patrząc na mnie z czułością. Złapał go za rękę i nic nie mówiliśmy aż dotarliśmy do mojego domu. Adam chwycił wtedy moją głowę w obie ręce i pocałował mnie delikatnie w czoło. Poczułam, jak miękną mi nogi, więc złapałam się murku i uśmiechnęłam się do chłopaka. Poczekałam aż zniknie z widoku i dopiero wtedy weszłam do domu. Umyłam się szybko i położyłam się. Ba! Walnęłam się na łóżko i zasnęłam praktycznie od razu. Nie mam pojęcia o której wróciłam. Ale wiem, że mogę oczekiwać jutro wyrzutów brata, o to o której wracam i czy mam pojęcie jak się martwił. Ale gdy przypomnę sobie te wspaniałe chwile z Adamem, czuję, że mogę to jakoś przeżyć. Dobranoc.
---------------------------------
*- miejsca zapożyczone z ogrodu dendrocośtam w Przelewicach. xd
No w końcu skończyłam :D
Nie wiem, czy jest wystarczająco długi, czy jest wystarczająco dobry. Ale moim skromnym zdaniem, nadaje się do czytania, więc chyba jest dobrze :P
Nawet nie wiecie, jak długo nie mogłam zmusić się do pisania. To było okropne. A dzisiaj wstałam, usiadłam przed komputerem i napisałam całe spotkanie w jakieś dwie godziny. W sumie nawet nie wiem, ile czasu minęło tak się wciągnęłam xD
Pewnie teraz macie mnóstwo teorii co do Adama, Toma, Armina i ogólnie całej sytuacji. Proszę, abyście swoje teorie przesyłały do mnie na chacie w g+. Po jeśli wasza teoria jest tym co wymyśliłam, to nie chcę aby reszta czytelniczek miała zepsutą zabawę.
I cóż mi pozostało? Życzę miłych wakacji i do zobaczenia w następnym rozdziale!
P.S. Trzymajcie za mnie kciuki, bo w piątek jadę po wyniki. Zobaczymy czy mnie przyjmą do szkoły ;p
Subskrybuj:
Posty (Atom)